Rzuty równo z końcową syreną dały im wygrane w dwóch kolejnych meczach, w których w sumie prowadzili przez 5 minut i 7 sekund. – Z ławki dobrze widzę twarze graczy, ich nastawienie, tę chęć walki w każdym momencie – mówi Przemysław Frasunkiewicz.

(fot. Marcin Nadolski/Polfarmex Kutno)
PLK, Euroliga, NBA – typuj wyniki i zgarniaj kasę >>
Na środowy mecz do Krosna Asseco przyjechało we wtorek, około 21. Zdążyło odbyć zaplanowany trening – luźny, każdy robił na nim, co chciał, odbywały się konkursy rzutowe itp. Rywalizowali m.in. Bartłomiej Jankowski z Mariuszem Konopatzkim przeciwko Przemysławom Frasunkiewiczowi i Żołnierewiczowi.
– Graliśmy w 51, chodziło nie tylko o trafianie, ale też szybkie dobijanie niecelnych rzutów, za co są dodatkowe punkty. No i „Żołnierz” dobijał wszystko, co się dało. Było 1-1, ale dzięki niemu wygraliśmy – opowiada trener Asseco.
Niecałą dobę później „Żołnierz” dobił rzut Krzysztofa Szubargi i gdynianie wygrali w Krośnie 80:79.
Jak uciekać spod topora
– Mieliśmy przygotowane dwa warianty, a zresztą ja z Krzyśkiem dużo rozmawiam poza meczami i pewne rzeczy mamy ustalone między sobą – opowiada o kolejnej niesamowitej akcji Frasunkiewicz i relacjonuje ostatnie 15 sekund. – Ta sytuacja była dość czytelna, bo staramy się w odpowiednich momentach atakować słabszych obrońców drużyny przeciwnej i najlepiej, by robił to zawodnik, który w danym meczu jest w gazie.
Doprecyzujmy: „Szubiego”, który zdobył w tym meczu 24 punkty i zaliczył 9 asyst, pilnował Royce Woolridge.
– Krzysiek w końcówce miał dużo energii, widać było, że czuje grę. Zresztą po tym jego wejściu i rzucie ta piłka praktycznie była w koszu. Ale jakimś cudem się wykręciła. Próbował dobić ją Piotrek Szczotka, aż w końcu znalazł się w odpowiednim miejscu „Żołnierz”.
Filip Matczak świetny w obronie, później waleczny Przemysław Żołnierewicz na desce. Beach Boys! Znowu! #plkpl pic.twitter.com/tYF2q0NZmv
— Kosma Zatorski (@kosmazatorski) February 1, 2017
I stało się tak, że Asseco dwa razy w ciągu pięciu dni uciekło spod topora – u siebie z Dąbrową Górniczą, a także w Krośnie, w drugiej kwarcie przegrywało kilkunastoma punktami, w sumie w obu spotkaniach prowadziło tylko przez 5 minut i 7 sekund. Ale wygrało i zamiast bilansu 6-12 ma 8-10, co pozwala patrzeć w górę, a nie z obawą w dół tabeli.
Podnoszą się, gdy są skreślani
Skąd te pogonie, te szczęśliwe rzuty, te wygrane? – Końcówki to już jest loteria. Trudno powiedzieć, że byliśmy lepsi od Krosna czy gorsi do Rosy w meczu telewizyjnym, gdy o wyniku decyduje jedna czy nawet dwie akcje – mówi „Franz”.
Ale o duchu zespołu opowiada dłużej: – Przede wszystkim wierzymy. W każdej chwili wierzymy, że możemy każdy mecz wygrać. Z ławki dobrze widzę twarze graczy, ich nastawienie, tę chęć walki.
– Bywało z tym różnie, po świętach mieliśmy pod tym względem gorszy okres, zaburzona chorobami i kontuzjami rotacja odebrała nam trochę wiary w siebie. Teraz jesteśmy w pełni sił i walczymy do końca. Gramy przez 40 minut, nie widzę żadnego zwątpienia. Takiego, które było widoczne w meczu w Sopocie – mówi trener Asseco.
– Inna rzecz: coraz więcej rotujemy też graczami z tzw. drugiej grupy, czyli mniej doświadczonymi. Każdy z nich spędza na boisku trochę więcej minut, odciąża tych starszych, bardziej doświadczonych, którzy z drugiej strony coraz bardziej ufają tym młodszym. To się samo napędza.
Asseco miało w tym sezonie i słabsze, i lepsze momenty, a te wygrane dają im nadzieję, na utrzymanie dobrej formy, bo budują zespół. – Wiesz dobrze, że ja nie czytam opinii i komentarzy o naszej grze, bo jeśli ktoś chce jakiekolwiek wydawać, to niech przyjdzie na trening i zobaczy, jak pracujemy – wtedy głębsze opinie są uprawnione. Te płytsze mnie nie interesują.
– Ale graczy interesują – widzę, jak siedzą z telefonami i czytają to, co się pisze. Niektórzy to przeżywają. I akurat tak to wygląda, że za każdym razem jak ktoś nas skreśla, to my się podnosimy. Mamy w składzie prawdziwych wojowników – kończy Frasunkiewicz.
Łukasz Cegliński
PLK, Euroliga, NBA – typuj wyniki i zgarniaj kasę >>