– Czasem mówię: „Trenerze, moim zdaniem, powinniśmy zagrać tak”, bo może on nie zauważył tego, co widziałem ja. A może widział, nie szkodzi, ja uważam, że powinienem o tym mówić – mówi rozgrywający Energii Czarnych Słupsk.

Jerel Blassingame (Fot. Andrzej Romański/Plk.pl)
Znasz się na koszu? – wygrywaj w zakładach! >>
Łukasz Cegliński: Wygraliście ze Startem, ale wasza gra wciąż wygląda kiepsko.
Jerel Blassingame: To prawda. Mamy zły moment, gramy słabo, ale lepiej, że tak jest teraz niż decydującej fazie sezonu – mamy więcej czasu, żeby naszą grę poprawić. W drużynie jest kilku nowych graczy, a przede wszystkim nowy trener, który wniósł swój system. Wiem, że czasem ciężko jest to oglądać, ale najważniejsze, że grając źle potrafimy jednak wygrać. Jak w Lublinie.
Co jest największym problemem? Na pewno w większości meczów nie wyglądaliście dobrze w obronie i w walce o zbiórki.
– W tych dwóch elementach najważniejszy jest po prostu wysiłek i to, jak się starasz. Ale jak mówię – trener wprowadza swój system, musimy mu zaufać i wierzyć w to, co mamy grać.
Jak oglądam wideo z naszych meczów, to mam wrażenie, że nie wygląda to tak źle, jak na żywo. W Lublinie mieliśmy dobre momenty – wybroniliśmy akcje, które musieliśmy wybronić, Justin Jackson dobrze powalczył na desce. Ale wiadomo, że chodzi o to, by te momenty zamienić w jak najdłuższe okresy, by grać na równym, dobrym poziomie.
Czy Stanley Burrell był problemem dla drużyny w tym sensie, że po prostu do niej nie pasował?
– Nie będę zrzucał winy na nikogo, ale argument o niedopasowaniu do mnie nie trafia. Wszyscy jesteśmy profesjonalistami, mamy robotę do wykonania. A profesjonalizm oznacza, że niezależnie od wszystkiego musisz znaleźć sposób na to, by być skutecznym. Nie ma znaczenia to, dla jakiego grasz trenera, z jakimi zawodnikami, w jakim systemie – musisz być odpowiedzialny za to, co robisz.
Każdy musi dojść do tego, co musi wykonać, by być efektywnym zawodnikiem. Ja też. Jak nie rzucam dobrze, to koncentruję się na dobrych podaniach, by trafiali inni. Nie jest tak, że jest tylko jeden sposób na to, by być efektywnym – nie wychodzi to, możesz robić coś innego. Każdy z nas musi patrzeć na siebie, a nie wskazywać palcami winnych.
Wiadomo jednak, że Czarni to drużyna Jerela Blassingame’a – pomysł stworzenia obwodowego duetu z dwóch samców alfa od początku był dyskusyjny.
– Nie wiem, mnie interesuje tylko wygrywanie. Wychodzę na boisko i gram, a to że gadam, krzyczę i dowodzę, jest dla mnie naturalne. Jestem rozgrywającym.
Natomiast Stanley zawsze był znany z tego, że gra z wielką pasją. Ale myślę, że teraz tej pasji nie było. Rozmawiałem z nim kilka razy i powtarzałem: „Po prostu bądź sobą. Nikt z tobą nie rywalizuje, chodzi o to, byśmy odnosili sukcesy”.
Ja nigdy nie zabiegałem o to, by być liderem – tak się po prostu stało. Ludzie mnie lubią, bo jestem, jaki jestem. Nikt mi nie będzie mówił, kim mam być – ja to doskonale wiem. I albo to akceptujesz, albo nie.
W Czarnych, w Słupsku, jesteś kimś wyjątkowym – gwiazdą, liderem. Czasem można odnieść wrażenie, że jesteś w drużynie ważniejszy od trenera. Obserwujemy, jak podczas przerw w pewnym sensie rywalizujecie o ustalenie tego, co ma być grane.
– Ja w koszykówkę gram, ale też ją studiuję. Doszedłem na najwyższy europejski poziom, grałem w Eurolidze. Mam swoje opinie odnośnie wielu aspektów tej gry – nie znaczy to, że zawsze mam rację, ale jestem liderem i czasem muszę brać odpowiedzialność. Czasem muszę się odezwać.
I nie tylko ja, bo jak przychodzi do mnie Mantas i mówi, że zauważył to i to, że powinienem zagrać raczej tak i tak, to przecież nie znaczy, że podkopuje moją pozycję, chce odebrać moją rolę. Po prostu zauważył coś, czego ja nie widziałem.
Podobnie powinniście patrzeć na moje relacje z trenerem. Czasem mu mówię: „Trenerze, moim zdaniem, powinniśmy zagrać tak”, bo może on nie zauważył tego, co widziałem ja. A może widział, nie szkodzi, ja uważam, że powinienem o tym mówić. Trener też podpowiada, kieruje nas na konkretne rzeczy.
Przecież my jesteśmy w drużynie razem – wspólnie odnosimy sukcesy i przegrywamy. Nie wiem, dlaczego ludzie uważają, że komunikacja, że wymiana zdań między zawodnikiem i trenerem, to coś złego. Ja uważam, że to dobre. Płyniemy na tej samej łódce – jak ona się wywróci, to topimy się wszyscy, cała drużyna.
Może rzeczywiście z zewnątrz jest to inaczej odbierane, ale z mojej strony intencje zawsze są oczywiste – pomóc drużynie. I robiłem tak grając na najwyższym poziomie. Niezależnie od trenera, zawsze zabierałem głos. Ale wiadomo, że decydujące zdanie zawsze ma trener i ja będę robił wszystko to, co on ustali.
A jak oceniasz swoją formę w tym sezonie?
– Nie podoba mi się to, co gram. Statystki nie wyglądają może źle, ale mój priorytet, to sprawianie, by moim koledzy grali lepiej, a zespół wygrywał. Widocznie nie jestem skuteczny w tym, co robię, bo mecze też przegrywamy. Odpowiedzialność spada także na mnie.
Następny mecz gracie u siebie z Anwilem, te pojedynki zawsze są wyjątkowe. A wy, mimo wygranej w Lublinie, jesteście trochę pod ścianą – przegrać w Gryfii po raz trzeci w trzecim meczu sezonu, to byłoby coś niespotykanego.
– Musimy wygrać, ale nie ze względu na rywala, tylko dlatego, że naszym fanom należy się szacunek. Musimy wygrać dla nich. Oni świetnie nas wspierają, chcą naszych sukcesów, a my chcemy im je dawać. Na razie przegraliśmy jednak dwa mecze, które powinniśmy wygrać. Uważam, że powinniśmy mieć bilans 4-0.
Ale jednocześnie wcale nie było daleko od 0-4.
– Dobra, mogę się zgodzić. Ale naprawdę uważam, że Asseco, Kutno, Start i AZS, to – z całym szacunkiem dla nich – nie mają lepszych zespołów niż my. Grałem z nimi, wiem, co widziałem na boisku.
Z nami na razie nie jest dobrze i nie jest to wina trenera lub szefów klubu. To my, zawodnicy, gramy źle. Ale będzie lepiej. Na koniec sezonu zagramy o coś dużego. To jest nasz plan.
Znasz się na koszu? – wygrywaj w zakładach! >>