W Sopocie ewidentnie coś nie gra, ale jeśli klub chce zwolnić trenera, to warto przypomnieć, że Zoran Martić jest przecież ze swoją drużyną tam, gdzie miał być – w grze o play-off.

Zoran Martić (fot. Rafał Kurianowicz/kurian.pl)
PLK, NBA – typuj wyniki i zgarniaj kasę >>
Trefl Sopot przegrał pięć spotkań z rzędu, ale bądźmy poważni – tylko tę pierwszą porażkę, 79:87 w Lublinie ze Startem, można określić jako wpadkę czy też potknięcie. O przegrane w Zielonej Górze i w Radomiu oraz u siebie z Anwilem i Stalą trudno mieć wielkie pretensje, to po prostu drużyny z dużo większym potencjałem niż Trefl. No, może styl i rozmiary porażki ze Stalą (71:87) też były niezadowalające.
Po bardzo dobrych grudniu i początku stycznia (bilans 5-1) pozostało wspomnienie, ale sytuacja Trefla wcale nie jest zła – bilans 9-10 starcza co prawda tylko na 12. miejsce, jednak w spłaszczonej tabeli od piątego Turowa dzielą sopocian tylko dwa punkty. Play-off? Awansować nie będzie łatwo, ale walczyć można. A przecież właśnie walka o play-off była celem Trefla w tym sezonie.
Dlatego dziwią głosy docierające z Sopotu – że w klubie sondują rynek trenerski, przyglądają się pracy szkoleniowca itp. W domyśle – zastanawiają się nad zamianą Zorana Marticia na kogoś innego. Tylko po co?
Pewnie, zawsze mogłoby być lepiej, a Martić kilka meczów przegrał naprawdę wysoko. Widać też jednak, że z zespołem sobie radzi, a w zaciętych końcówkach, gdy zwykle okazuje się, czy trener ma coś fajnego do zaproponowania lub czy ma po prostu nosa, ma bilans 6-1. Ze spotkań zakończonych różnicą pięciu lub mniej punktów, przegrał tylko z Anwilem.
A przecież jego Trefl nie ma klasycznej jedynki, ani piątki, a na dodatek rotacja zaburzona została nadprogramowo sprowadzonym przez właściciela klubu Filipem Dylewiczem, przez co zrobił się tłok na czwórce. Nawiasem mówiąc – sprowadzenie „Dyla” zaburzyło też wyobrażenie o realnej sile zespołu, a przecież to już nie ten „Dylu”, który sam gwarantowałby play-off.
Martić potrafił jednak wkomponować Nikolę Markovicia na środek, a Anthony’emu Irelandowi powierzyć rolę oszukanej, nastawionej na punktowanie jedynki. Sopocianie mają dwóch graczy z ligowej czołówki i próbują ich wykorzystać do bólu.
Są w tym koncepcie dziury, niektórzy narzekają, że Trefl nie gra zespołowo i rzeczywiście, 45,1 proc. punktów zdobywanych po asystach, to najgorszy wynik w lidze. Tylko czy to ważne, skoro zespół wygrał niemal połowę meczów? Poza tym można zauważyć, że sopocianie popełniają najmniej strat w lidze – tylko w 15,1 proc. posiadań.
Jest jeszcze wątek stawiania na młodzież, ale umówmy się – więcej w tym teorii niż praktyki, nie tylko z winy trenera. Przypomnimy tylko transfer Dylewicza, który przyblokował na ławce Grzegorza Kulkę. Z ogrywaniem Michała Kolendy Martić jakoś nie ma żadnego problemu, a młody gracz odwdzięcza się coraz lepszą grą.
Nie widzimy, jak wygląda praca Marticia na co dzień – widzimy jej efekty, czyli mecze Trefla. Niezależnie od metod, wyniki są przyzwoite. Słyszymy też plotki, że bardzo niezadowolona z jakości pracy trenerów jest część zawodników. Zdarza się w wielu drużynach – sposób załatwienia tej sprawy może pokazać, kto faktycznie rządzi w klubie z Sopotu.
Przed sezonem, gdy sopocianie przegrywał sparing za sparingiem, a zdenerwowany trener narzekał na dziury w składzie, zastanawialiśmy się, czy z Treflem leci pilot. Dzisiaj, mimo problemów, drużyna sobie radzi, ma szansę zrealizować cel. I naprawdę nie widać powodu, by zmieniać trenera na tym etapie sezonu.
ŁC, TS
PLK, NBA – typuj wyniki i zgarniaj kasę >>