Mówiono, że Maciej Lampe może zostać „polskim Dirkiem Nowitzkim”. Ostatecznie na parkietach najlepszej ligi globu spędził raptem trzy sezony w czterech różnych klubach – New York Knicks, Phoenix Suns, New Orleans Hornets oraz Houston Rockets.
Załóż konto w Unibet i zgarnij bonus >>
Przed draftem w 2003 roku przez amerykańskie media Lampe był nawet typowany do pierwszej piątki. Różne czynniki, m.in. bardzo duża kwota wykupu z Realu Madryt (2 mln USD), sprawiły jednak, że wybrany został dopiero jako 30. przez New York Knicks. Co ciekawe, fani nowojorskiej drużyny na informację o wyselekcjonowaniu Polaka zareagowali wtedy znacznie lepiej, niż miało to miejsce przed rokiem przy okazji wyboru Kristapsa Porzingisa.
Występ w Lidze Letniej rzeczywiście dawał nadzieje na dobry debiut w prawdziwej rywalizacji. 18-letni wówczas Lampe zagrał w pięciu meczach. W rozgrywkach, w których brylowali wtedy Qyntel Woods, Zach Randolph czy Carmelo Anthony, ostatecznie był ósmym punktującym (śr. 17,2 pkt. na mecz), piątym zbierającym (7,0 zb.) i dziewiątym strzelcem z dystansu (9/20, poza nim tylko dwóch graczy trafiło zza łuku 9 razy).
Jednak kiedy zaczęło się granie na poważnie, młody Polak poszedł w odstawkę. W barwach nowojorskiej drużyny nie rozegrał ani jednego spotkania. Zdążył za to posmakować życia w wielkim mieście, którego nie był w stanie kontrolować. Więcej czasu spędzał na towarzyskich uciechach, mniej na sali treningowej. Na meczach widywany był, jak zajadał się popcornem, co momentalnie podchwycili lokalni dziennikarze i, jak to oni, zrobili z tego niezłą historię.
Przygoda Polaka w „Wielkim Jabłku” zakończyła się już 5 stycznia 2004 roku, kiedy jako część większego pakietu został włączony w wymianę z Phoenix Suns, w której Knicks przejęli Stephona Marbury’ego, Penny’ego Hardaway’a i Cezarego Trybańskiego. I tam wreszcie mógł chociaż posmakować parkietu. Warto od razu przypomnieć, że w wieku 18 lat i 353 dni został najmłodszym graczem w historii klubu, który zagrał w oficjalnym spotkaniu rundy zasadniczej.
W 21 meczach, które zdążył rozegrać do końca kampanii 2003/04, grał średnio niecałe 11 minut i notował 4,6 pkt. oraz 2,1 zb. na mecz. W swoim najlepszym występie w barwach „Słońc”, który pozostaje również najlepszym spotkaniem rozegranym przez niego w NBA, 20 marca 2004 roku spędził na boisku 26 minut, w trakcie których zdążył zapisać na swoim koncie 17 punktów, 7 zbiórek, 2 asysty i przechwyt, a Suns wygrali w Phoenix z Bucks 123:111.
W kolejnym sezonie rozegrał już dla „Słońc” tylko 16 spotkań, w których zdążył jednak jeszcze raz, 9 stycznia w starciu z Pacers, w 19 minut dobić do 10 pkt. i dołożyć do nich 5 zb. Niespełna dwa tygodnie później, po roku spędzonym w Arizonie, został wytransferowany do Nowego Orleanu. Co ciekawe, w drugą stronę powędrował m.in. drugorundowy wybór w drafcie, który w czerwcu tego samego roku wykorzystany został na Marcina Gortata.
Do końca rozgrywek wystąpił jeszcze w 21 spotkaniach dla Hornets, którzy więcej minut dawali mu głównie na samym finiszu kampanii. Łodzianin wykorzystał je m.in. na trzeci i ostatni mecz w NBA, w którym osiągnął pułap 10 „oczek”. 13 kwietnia 2005 w przegranej konfrontacji z Denver Nuggets zdobył ich 14, trafiając przy tym 6 z 11 rzutów z gry i zbierając 8 piłek.
Ostatni sezon 2005/06 to już zaledwie 6 rozegranych spotkań dla Hornets i Rockets, do których trafił 13 lutego 2006 w wymianie za Moochiego Norrisa. W sumie na boisku spędził w nich tylko 30 minut, notując 4 pkt. i 9 zb.
Przez trzy lata, które spędził w NBA, w 64 rozegranych spotkaniach osiągnął statystyki na poziomie 3,4 pkt. i 2,2 zb. na mecz. Do najlepszej ligi świata zrobił jeszcze jedno podejście w 2010 roku w Lidze Letniej w Las Vegas. W barwach Cleveland Cavaliers wystąpił jednak tylko w jednym spotkaniu, w którym w niecałe 21 minut zdobył 12 „oczek”.
Przyczyny rozstania z NBA to materiał na odrębną opowieść. Jak widzi to sam Maciej Lampe?
Miałem szanse zostać w NBA, w Houston, ale Rosjanie zaoferowali dwa razy większe pieniądze – mówił przed dwoma laty w wywiadzie z Łukaszem Olkowiczem i Piotrem Wołosikiem z Przeglądu Sportowego. – Poszedłem za kasą, żeby w końcu zarobić na koszykówce. Pamiętałem też z wyjazdów z Realem do Permu czy Moskwy, że organizacyjnie kluby rosyjskie stały na wysokim poziomie. Chciałem skupić się na koszykówce i zakochać się w niej jeszcze raz. Nie mogłem spaść z NBA i nie poradzić sobie w Rosji. To dopiero byłaby porażka.
Musicie zrozumieć, że nagle wszystkie drzwi stanęły dla mnie otworem. Masz 18 lat, grasz Nowym Jorku, w polskiej dzielnicy chcą robić parady na twoją część, w restauracjach jesz za darmo, w dyskotece możesz poderwać dziewczynę, o której wcześniej tylko marzyłeś. Możesz robić, co chcesz. Wszyscy cię znają, wiedzą, że jesteś młody, wracasz z letniej ligi z tytułem MVP.
Robiłem rzeczy, o których w Hiszpanii nawet bym nie pomyślał. Koszykówka spadła z piedestału. Wszedłem w życie nierealne, podążałem za złymi ludźmi. Znaczy oni nie są źli, zły był tylko czas, w którym się spotkaliśmy.
Mateusz Orlicki