Na zakończenie turnieju w Ulm grająca fatalnie Polska wyraźnie przegrała z Niemcami 61:80. Na 10 dni przez pierwszym meczem eliminacji do Eurobasketu gra naszej kadry ne wygląda zbyt optymistycznie.

Reprezentacja Polski (Fot. Andrzej Romański/PZKosz)
Od początku meczu widać było postęp w porównaniu z nieudanym występem przeciwko Finlandii, jeśli chodzi o energię i zaangażowanie. Pozostały jednak te same problemy – chaotyczna gra w ataku i kiepska obrona akcji dwójkowych.
Zaczęliśmy piątką z Adamem Hrycaniukiem i to on nieoczekiwanie był w pierwszych minutach (5 pkt.) najaktywniejszy w ataku. Ofensywę później ciągnęli Łukasz Koszarek i Maciej Lampe, ale oni niestety w tej kadrze mają jedną, wspólną właściwość. Wartość dodaną w ataku niwelują sporymi problemami w obronie. To akcje z ich udziałem zbyt często dawały punkty Niemcom.
W obronie ładnie pokazywali się za to Mateusz Ponitka (2) i AJ Slaughter (3 przechwyty do przerwy). Jednak rywal i tak wciąż dochodził do łatwych pozycji na obwodzie, stąd aż 7 celnych trójek Niemców w pierwszej połowie.
My męczyliśmy się z mozołem próbując wypracować takie sytuacje – brakowało zwłaszcza ustawionych akcji dla Adama Waczyńskiego. Sporo było niepotrzebnych, dodatkowych podań, bez wyraźnego celu, czasem irytujących do bólu. Znów zawodziła skuteczność, w meczu trafiliśmy 3 z 19 prób z dystansu (16%). Do przerwy przegrywaliśmy różnicą 7 oczek (34-41) i w świetle problemów w ofensywie nie był to wcale zły wynik.
Po zmianie stron wydawało się, że znów impuls drużynie da Ponitka, który zaczął od niezwykle efektownej dobitki wsadem i wygrywał psychologiczną wojenkę z kryjącym go Akeemem Vargasem. Zaczęliśmy też piątką z Szymonem Szewczykiem. Nasz weteran imponował zaangażowaniem i przykładem, ale pozytywnej zmiany wyniku z tego nie było.
Kilka razy w ataku szarpnął Przemysław Zamojski, charakterystyczne dla siebie kosze podrzucał też Aleksander Czyż. Niestety, gdy doszliśmy rywala na 6 punktów, 2 sekundy przed końcem kwarty, faul techniczny spowodował trener Mike Taylor. Kosztowało nas to aż 4 punkty, ponieważ Niemcy zdołali do celnego wolnego dodać jeszcze karkołomną trójkę.
Strat odrobić się nie udało, choćby dlatego, że w końcówce coraz słabiej wracaliśmy do obrony, a w ataku dominowała bezradność. Gospodarze zdobywali łatwe punkty, wykorzystując przewagi w szybki ataku. Atletyzmem i wszechstronnością imponował zwłaszcza Daniel Theis, który (203 cm) zaskakująco łatwo zdominował grę w pomalowanym.
Niemcy okazali się podczas tego turnieju trzecim już zespołem, który przewyższał nas kulturą gry. Łatwiej dochodzili do pozycji, efektywniej wykorzystywali wysokich, grali bardziej poukładany basket. My mamy 10 dni do pierwszego meczu eliminacji (31.08 z Portugalią), aby nadrobić zaległości.