
fot. Andrzej Romański / plk.pl
13 maja, czyli dokładnie pięć i pół miesiąca temu, Boris Balibrea został ogłoszony nowym trenerem MKS-u Dąbrowa Górnicza. Dwuletni kontrakt, wypowiedzi dotyczące otwartości na atrakcyjną i ofensywną koszykówkę… Skądś to znamy. W ten sposób zapowiadano już wielu zagranicznych trenerów, którzy przejmowali zespoły w Orlen Basket Lidze.
Boris Balibrea z tej reguły się wyłamał. O dziwo, w pozytywnym znaczeniu. Zmienił godziny pracy, wprowadził powiew świeżości do sztabu szkoleniowego, a przede wszystkim wprowadził swoje założenia taktyczne. Jak się okazało – bardzo ofensywne, według wcześniejszych zapowiedzi.
Pierwsza kolejka i od razu taka niespodzianka – zwycięstwo nad wicemistrzami Polski! Samo starcie było jednak zacięte, więc pojawiła się ewentualna furtka, by zakwalifikować to jako potknięcie WKS-u. Tyle że tydzień później MKS wygrał również z mistrzami Polski! Nagłą euforię minimalnie stonowała przegrana z “Rottweilerami”, jednak teraz wiemy, że to była dotychczas jedyna porażka podopiecznych katalońskiego szkoleniowca. Później MKS wygrał kolejno: ze Startem, z Zastalem i wczoraj z Dzikami.
Co łączy te spotkania? Przede wszystkim ofensywne nastawienie, ale i uskutecznianie tych przedmeczowych założeń. W czterech meczach z sześciu MKS zdobył przynajmniej 100 punktów, dwukrotnie nawet grubo ponad. Zresztą, pierwsza kwarta wczorajszego spotkania to istne szaleństwo. 40 zdobytych punktów przez MKS, a mówimy przecież o rozgrywkach w Polsce, gdzie kwarta trwa 10 minut.
Jedyne “ale”? Jak zespół poradzi sobie z ewentualnymi potknięciami. Te w końcu przecież nadejdą, tylko jeszcze nie wiadomo kiedy. Na ten moment trzeba jednak się cieszyć, bo i jest ku temu okazja. MKS rozpoczął sezon od bilansu 5-1, wczoraj pokonał warszawskie Dziki różnicą ponad 30 oczek, a za kilka dni do tego zestawu być może dorzucimy zwycięstwo międzynarodowe w ramach Alpe Adria Cup. Wow!