fot. Andrzej Romański/plk.pl
43. derby Trójmiasta, na prowadzeniu cały czas ekipa z Gdyni (25-17). Ostatnie 6 spotkań pomiędzy tymi zespołami pięciokrotnie kończyło się zwycięstwem Trefla, w tym przypadku także byli faworytami – wygrali ostatnie 15 z 18 meczów, są w czubie tabeli i nie zamierzają oddać przewagi parkietu w play-offach tuż przed końcem rundy zasadniczej. Gdynianie wzmocnieni Filipem Matczakiem są bliscy utrzymania, w ostatnim czasie pokazali, że potrafią postawić się najlepszym. Co więcej, derby zawsze rządzą się innymi prawami! Dziś na trybunach zasiadło 4865 kibiców.
Arka ruszyła do ofensywy, wpadała “trójka” za “trójką”, szalony rzut Stefana Kenicia z kolanka o deskę równo z syreną! Od razu wypracowana szybka przewaga (11:3), goście grali skutecznie w ataku i mądrze w obronie. Dziś trener Wojciech Bychawski postawił na zaciśnięcie strefy podkoszowej, w efekcie otwierały się rywalom rzuty z dystansu – tyle że w początkowej fazie meczu dość często nie trafiali. Dopiero później nieco pewniej poczuł się Geoffrey Groselle, który w akcjach tyłem do kosza kilkukrotnie górował nad środkowymi gości.
Gdynianie zgarnęli pierwszą kwartę (21:16), lecz drużyna z Sopotu po reprymendzie od trenera Żana Tabaka obudziła się w kolejnej odsłonie. Trzy “trójki” w wykonaniu Jakuba Musiała, bardzo dobra dyspozycja Groselle’a, w efekcie seria 22:5 na początku drugiej kwarty. Bardzo szybko “Arkowcy” pogubili się, z kilkupunktowego prowadzenia w moment przeszli do ponad dwucyfrowej straty. Zawodnicy Trefla pokazali, że bardzo szybko potrafią zażegnać swój gorszy fragment i wrócić do optymalnej gry, świadczy to o klasie zespołu.
Cały czas powiększali przewagę, lecz dzięki Filipowi Matczakowi goście grali niemal punkt za punkt do końca pierwszej połowy, którą zdecydowanie zwyciężył Trefl. Ocknął się, zaczął grać swoją grę i rzucił aż 32 punkty w drugiej odsłonie (48:34). Z drugiej strony wszelkie założenia obronne poszły w niepamięć, bardzo mało uwagi i koncentracji kładziono na obronę w momencie, gdy sopocianie odjeżdżali. Kontynuowali solidną grę po zmianie stron, ale gdynianie trzymali rękę na pulsie i nie dali rywalom znów powiększyć przewagi.
Bezprzełomowa trzecia część, w której nic nowego się nie dowiedzieliśmy – Trefl przeważał, pielęgnował przewagę i nie miał chwili słabości, którą Arka mogłaby wykorzystać. Pełna kontrola, 14 “oczek” różnicy na swoją korzyść (69:55) przed decydującymi 10 minutami i tylko niesamowite popisy strzeleckie obwodowych z Gdyni lub kompletne zaćmienie jak ostatnio z Twardymi Piernikami zgarnęłoby im kolejną wygraną w Orlen Basket Lidze. Rozbita ekipa Wojciecha Bychawskiego dostała szybkie trzy ciosy na początku ostatniej kwarty, gospodarze zyskali 20 punktów na plusie (75:55) i powoli zamykali mecz, przechylając szalę zwycięstwa na swoją stronę.
Timeout Arki także na nic się zdał, Trefl przedłużył swoją serię punktów do jedenastu z rzędu, dopiero po blisko czterech minutach rzut wolny wykorzystał Adrian Bogucki. Dziś gdynianie z linii pudłowali na potęgę, ciężko nawiązać walkę o zwycięstwo, gdy w tak niby banalnie prostym elemencie popełnia się tyle pomyłek. Ekipa Żana Tabaka mimo coraz to większej zaliczki nie spuszczała z tonu, do końcowej syreny grali na miarę swoich możliwości. Finalnie wygrali różnicą 16 “oczek”, gdy w końcówce powiew w żagle dostali gdynianie i zdołali podreperować końcowy wynik.
Podczas meczu statystyki na żywo nie były dostępne. Godzina 20:00 – bez zmian.