Amerykanin z polskim paszportem był najczęściej krytykowanym graczem kadry. W otwierającym eliminacje meczu z Portugalią pokazał, że jest w stanie robić różnicę, jakiej oczekuje się od naturalizowanego gracza.
O tym zwodzie A.J. Slaughtera przez lata opowiadało się będzie, jak o rzucie Krzykały. Wkręcił Portugalczyka, niczym najlepsi streetballiści z serii And1 wkręcający swoich pozorujących obronę rywali. O tyle lepiej, że akcja Amerykanina miała miejsce w poważnym meczu.
W meczu z Portugalią miał 12 punktów (5/6 z gry) i… tylko jedną asystę. I to właśnie jest symptomatyczne – mógł być kluczowym graczem zespołu, wykonywać decydujące akcje i imponować w obronie na obwodzie, gdy zdjęto z niego ciężar rozgrywania. Był sobą i grał na poziomie tak wysokim, jakiego oczekuje się od gracza, któremu dla wzmocnienia kadry podarowano polski paszport. Cenniejszy tym bardziej, że następujący kilka dni po serii sparingów, w których za specjalnie mu nie szło.
I być może to właśnie będzie ten poszukiwany w ostatnich tygodniach pomysł Mike’a Taylora na Slaughtera. Łukasz Koszarek wypadł bardzo dobrze (przynajmniej w ataku) w roli pierwszej jedynki i głównego prowadzącego grę. A schowanego wcześniej w cieniu Amerykanina udało się uruchomić w roli rzucającego. I coś nam się wydaje, że przy tej dobrej dyspozycji, może na niej pozostać.
Z korzyścią dla reprezentacji.