
Oskar Struk: W pierwszej połowie mieliście problemy w obronie, co spowodowało, że musieliście gonić wynik. Wyszliście nawet na prowadzenie, ale to Trefl zachował więcej zimnej krwi w końcówce i wygrał. Z czego wynikał tak ospały początek w waszym wykonaniu?
Adam Waczyński, skrzydłowy WKS Śląska Wrocław: Staraliśmy się robić co w naszej mocy. Był pewien przestój Trefla, który wykorzystaliśmy i zaczęliśmy lepiej grać. Nie mogliśmy już nadrobić tego, co straciliśmy w pierwszej połowie. Wówczas pozwalaliśmy rywalom na zbyt wiele. Dawaliśmy im zbyt dużo przestrzeni na łatwe zagrania. Przez to trafiali praktycznie wszystko.
Do przerwy mieli ponad 50 punktów, co nie zdarza się często. Potem było nam ciężko gonić wynik, ale walczyliśmy do samego końca. To jest pozytyw na przyszłość, jaki możemy wyciągnąć z tego meczu.
Zasadniczo trudno by mi było wyobrazić sobie Pana biegającego po polskich parkietach w innej koszulce niż Trefla. Życie jednak napisało zaskakujący scenariusz. Czy w związku z powrotem do Sopotu towarzyszyły Panu jakieś dodatkowe emocje?
Oczywiście, że tak. Sopot to jest mój drugi dom. Na pewno były wielkie emocje. Cieszę się, że mogę wybiec na parkiet Ergo Areny, gdyż uważam, że jest to jedna z najlepszych hal w Polsce. Ważna była również możliwość spotkania z miejscowymi kibicami. Był to emocjonalny powrót. Jednak na boisku liczyła się tylko sportowa rywalizacja, ale ogólnie było to bardzo przyjemne uczucie.
Jest Pan po bardzo poważnej kontuzji kolana, która na niemal półtora roku wykluczyła z gry. Jak obecnie przebiega proces powrotu do formy?
Niestety nie jest łatwo, ale od czegoś trzeba zacząć. Cieszę się, że po prostu mogę wrócić do gry. Każdy tydzień działa teraz na moją korzyść. Cały czas mam w sobie dawne automatyzmy – tego się nie zapomina. Cały czas pracuję nad tym, żeby były one bardziej dynamiczne.
Jak na waszą dyspozycję wpływają ciągle zmiany kadrowe oraz liczne kontuzje, które nie pozwalają na uzyskanie potrzebnej stabilności?
Gdybym powiedział, że to nie ma wpływu, to bym skłamał. Po prostu musimy dostosować się do bieżących warunków. Niektórzy są z nami cały czas, inni odchodzą – taka jest niestety kolej rzeczy. Władzom Śląska zależy na tym, żeby nasz skład wyglądał jak najlepiej póki można robić zmiany, zatem lepiej teraz niż za późno. Wszyscy jesteśmy na jednej barce i płyniemy w tę samą stronę.
Z jakim nastawieniem jedziecie na Puchar Polski?
Mamy szeroki skład, więc nie boimy się intensywnego turnieju. Jedziemy tam z pozytywnym nastawieniem, żeby walczyć w każdym kolejnym meczu i dojść do finału. Naszym pierwszym przeciwnikiem będzie Anwil Włocławek, więc na dzień dobry czeka nas trudne zadanie. Pozycja lidera ligowej tabeli najlepiej obrazuje jego siłę. Jak chce się zdobyć puchar, to trzeba wygrać ze wszystkimi, więc nie ma to dla nas większego znaczenia.
Czy sytuacja z Reprezentacją Polski wciąż jest dla Pana zadrą w sercu?
Trudno to jednoznacznie określić. Wiadomo, czas leczy rany, więc trochę o tym zapominam. Niestety, taka jest rzeczywistość. Życie mnie nauczyło, żeby skupiać się tylko na tym, na co mam wpływ. Angażuję się w rzeczy, które są ważne dla mnie i dla mojej rodziny. Staram się myśleć optymistycznie.
Jako były reprezentant Polski dosyć jasno wypowiedział się Pan na temat przebiegu wyborów na prezesa Polskiego Związku Koszykówki, popierając Filipa Keniga. To odważna postawa, żeby wciąż aktywny zawodnik tak otwarcie udzielał komuś poparcia w związkowych wyborach. Skąd taka decyzja?
Filip to jest zagorzały kibic polskiej koszykówki i ojciec trójki dzieci, którzy grają w koszykówkę. Zna mechanizmy funkcjonowania wielu lig, jest bardzo oczytany, inteligentny i ma pojęcie, jak to wszystko powinno działać. Mnie deklaracje polityczne za bardzo nie interesują – najważniejsze jest to, co kto robi.
Ostatnio Piotr Karolak w swoim felietonie w dość stanowczy sposób wypowiedział się na temat Pana formy. W jaki sposób podchodzi Pan do krytycznych głosów?
W większości są to opinie ludzi bez twarzy, więc nie za bardzo się tym przejmuję. Będę starał się robić swoje, jak najlepiej potrafię. Wierzę w siebie, wiem na co mnie stać. Nie mam mu za złe – każdy może mieć swoją opinię. Sprzed telewizora nie widać wszystkiego, więc nie interesuje mnie to. Ważne, że najbliżsi mnie wspierają, a ja znam swoją wartość.
Na zakończenie, co daje Panu motywację do działania?
Zawsze byłem pozytywnym człowiekiem, nie przejmuję się opiniami innych, wierzę w siebie. Podjąłem decyzję o wyborze Śląska. Cieszę się z miejsca, w którym jestem. Nie cofnąłbym żadenej decyzji. Tak miało być. Śląsk jest dla mnie znakomitym miejscem do rozwoju. Sztab szkoleniowy cały czas pracuje wzorowo, więc czego można chcieć więcej? Ten dawny ogień wciąż we mnie jest.