Aleksander Mrozik. Inny, koszykarski świat

Aleksander Mrozik nie tak niedawno - bo będąc uczestnikiem All-Star Weekend - na łamach naszego portalu opowiedział o swoich doświadczeniach z Junior NBA. Dziś przedstawi swoje odczucia w stosunku do amerykańskiego i polskiego basketu.
fot. Paula Lesiak

Wiele osób mówi, że Europa jest lepsza w szkoleniu zawodników i w Stanach Zjednoczonych się już nie szkoli. To mit. Na pewno – jak i wszędzie – niekiedy zdarzają gorsi trenerzy i programy koszykarskie, ale nadal w wielu miejscach są szkoleniowcy, którzy grali w koszykówkę na poziomie uczelnianym i posiadają odpowiednią wiedzę.

Na przykładzie jednego z meczów w szkole średniej w Los Angeles, w którym ostatnio uczestniczyłem, doszedłem do kilku wniosków. Mecz play-off, pełna hala. Bilet kosztował 60 polskich złotych, żeby w ogóle się tam dostać. Światła gasną, włączają się reflektory, lasery, na telebimie pojawia się wideo drużyny z prezentacji. W składzie trzech zawodników z futbolu amerykańskiego, którzy wychodzili w pierwszej piątce, a nawet nie grają w koszykówkę. I co mnie zaskakuje? To, jak oni są dobrze wyszkoleni, jeśli chodzi o piwoty, pracę nóg, zatrzymania, kąty podań i tym podobne.

Owszem, nie byli wyjątkowo uzdolnieni rzutowo, ponieważ nie trenują przez cały sezon koszykówki. Nie byli to typowi strzelcy, chociaż oddali kilka celnych rzutów z dystansu. Natomiast fizycznie – po prostu inna liga. Gracze mający do 190 cm wzrostu robią wsady, są niesamowitymi atletami, grają dobrze w obronie, robią przechwyty, naciskają na piłkę, przez co niezwykle trudno jest grać przeciwko takim zawodnikom.

Do czego zmierzam? Jeżeli nie zadbamy o ogólny rozwój, sprawność, atletyzm u dzieci i młodzieży, to nie będziemy mieli dobrych koszykarzy. A koszykówka polega właśnie na fizyczności, sprawności i sile połączonej z szybkością. To u nas niestety wciąż raczkuje. Ta anegdota daje wiele do myślenia i jest zaproszeniem do dyskusji.

Aglomeracja Los Angeles jest jak dziesięć naszych Warszaw. Wyobraźmy sobie, że w jednej Warszawie w koszykówkę gra nawet i dziesięć razy więcej osób niż w całej Warszawie, i pomnóżmy to dziesięciokrotnie. To społeczności, w których każdy gra w koszykówkę, na każdym rogu są hale sportowe, boiska, odbywają się turnieje szkół średnich i uniwersytetów, a do tego są dwie drużyny NBA na najwyższym poziomie oraz drużyny G-League. To bezapelacyjnie największy rynek koszykarski na świecie.

Wizytowałem troje moich zawodników w szkole i mogę powiedzieć, że szkolenie w tym miejscu jest na wysokim poziomie. Jest bardzo indywidualne podejście, a w grupach ośmio – dziesięcioosobowych jest czterech trenerów, którzy skupiają się na tak zwanym „skills development”. Polacy, których tu wysłałem są bardzo zadowoleni z tego wyboru. Niedługo, kiedy nadejdzie wiosna i lato, będą grać po sześć meczów w tygodniu, pojadą na turnieje do Las Vegas i przez całe lato rozegrają około stu spotkań. Co więcej można zatem powiedzieć? Mimo zwykłych warunków mieszkalnych, jest to spełnienie marzeń dla 90 proc. ambitnych koszykarzy, którzy szczerze chcą się rozwijać.

Szkoła IMG w Bradenton na Florydzie kosztuje 89 tys. dolarów. Zniżki, jakie dają, to 30 proc. dla kadry Polski. Jeżeli jakikolwiek kadrowicz chciałby uczęszczać do tej szkoły, wyniosłoby go to ponad 50 tys. dolarów. Nie wiem, jak to skomentować. Aczkolwiek warunki, jakie panują w tym miejscu mówią same za siebie: cały kompleks to dwa kampusy (wschodni i zachodni), osiem boisk, dwie różne hale, gabinet lekarski i fizjoterapii, dwie siłownie, boisko do futbolu amerykańskiego i miejsce na 30 kortów tenisowych.

Miejsce te stworzył Nick Bollettieri, który uznawany jest za jednego z najlepszych – jeśli nie najlepszych – trenerów tenisa ziemnego w historii, którego wychowankami byli m.in. liderzy rankingów: Andre Agassi, Boris Becker, Jim Courier, Marcelo Ríos, Martina Hingis, Jelena Janković, Monica Seles, Marija Szarapowa, Venus i Serena Williams, co jest wspomniane w filmie o siostrach Williams.To jedna z najlepszych akademii sportowych na świecie.

Oczywiście, jest to poza zasięgiem większości osób, ale chcę zwrócić uwagę na to, jak niestety raczkujemy w kolejnym aspekcie, także pod względem finansowym. Nasze WKK Wrocław ma świetny obiekt, bardzo dobrych trenerów i robi w Polsce niezłą robotę. Zaś brakuje klubów, które są dofinansowane i wspierane przez polityków czy działaczy koszykarskich. I to jest smutne.

Kluby same dbają o to, aby mieć pieniądze na funkcjonowanie, na zawodników i budowę zespołu, ale nikt nie myśli, aby odkładać choćby 10, czy 30 proc. na rozbudowę infrastruktury dla klubów młodzieżowych i swoich akademii. Jest to przerażający fakt, że ludzie, którzy mają decyzyjność i mają wpływ na koszykówkę, wolą sami odcinać kupony niż inwestować w to, żeby kolejne pokolenia i dyscyplina, którą kochamy mogły się efektywnie rozwijać.

Aleksander Mrozik

Autor wpisu:

Polecane

Psychologia sportu. 1na1: Dzień Walki z Depresją

Aneta Sochan. O tym, jak budować tożsamość przyszłego koszykarza NBA

Kącik mentalny. Dzień Walki z Depresją: Krzyk ciszy