
Po skończeniu kariery i po krótkim epizodzie w polskiej lidze oraz po graniu pierwszej i drugiej dywizji NCAA, miałem epizod w Wałbrzychu i Kwidzynie. W 2010 roku powstała organizacja HoopLife Basketball. Na początku była to agencja profesjonalnych zawodników, w pierwszych latach reprezentowaliśmy koszykarzy, takich jak Filip Put, Damian Pieloch, Michał Aleksandrowicz, Bartosz Ciechociński i wielu innych.
Po kilku latach uznałem, że to nie jest to, czego szukam. Wiele klubów wykorzystywało zawodników, przede wszystkim przez trudy związane z pozyskiwaniem środków finansowych, często im nie płacono, a tak zdarza się nadal. Nie chciałem w czymś takim uczestniczyć.
Moim celem było to, by rozwijać koszykówkę młodzieżową, pomagać młodzieży wejść na wyższy poziom i wpływać na rozwój wyższych lig lokując tam swoich graczy, czy też poprzez organizację campów i wyjazdy zagraniczne.
Nasza organizacja specjalizuje się w letnich obozach sportowych, które na przestrzeni lat zmieniały swoją strukturę. Teraz doszliśmy do takiego etapu, gdzie organizujemy pięć obozów. Głównym jest Elite Camp, na który przyjeżdżają najzdolniejsi gracze, niekiedy z kadr narodowych lub tacy, którzy wyróżniają się w swoich klubach.
Ten obóz służy temu, by poprawić swoje umiejętności, nauczyć się lepszego rozumienia koszykówki i zabrać to ze sobą do swojego klubu i mieć lepszy sezon, grając najlepszą koszykówkę w swoim życiu. By przyjechać do nas na obóz i znaleźć sobie inny klub, który zaoferuje graczowi więcej i będzie mieć lepsze perspektywy rozwoju. By wyjechać na stypendia do Stanów Zjednoczonych bądź do ciekawych miejsc w Europie.
Jedni koszykarze przyjeżdżający do nas na obóz wiedzą, po co przyjeżdżają i szukają czegoś lepszego, a drudzy nie wiedzą po co przyjeżdżają, chcą się przekonać i zobaczyć, jak to wygląda, a jeszcze inni mają swoje miejsce, tylko chcą się bardziej rozwinąć i rywalizować latem. Przede wszystkim chcemy rozwijać obronę. To nie jest miejsce, gdzie gra się bez obrony. Zaangażowanie to coś, co nas definiuje, bo liczy się więcej niż tylko punkty.
Drugim obozem jest Ski Camp w Zakopanem, który dedykowany jest amatorom lub graczom nie będącym na wysokim poziomie w Polsce, którzy chcą poszerzyć repertuar zagrań, lepiej zrozumieć koszykówkę, nabrać pewności siebie. Jego tempo jest wolniejsze. Kolejny obóz organizowany jest w Budapeszcie. Jest podobny do tego, który odbywa się w Ameryce, natomiast poziom jest niższy, a my otwieramy się tam na rynki południowe i europejskie.
Ciekawą formą działalności są wyjazdy na Florydę i do Kalifornii. Tam łączymy ze sobą wakacje, czyli rozrywkę z NBA, wizytami w różnych szkołach i college’ach, aby zobaczyć, jak to wygląda za oceanem, a jak w Polsce. Dzieciaki rozgrywają około ośmiu meczów w dwa tygodnie, mają zapewnione świetne warunki i może być to dla nich wyjazdem życia.
Drugą formą działalności jest wyszukiwanie stypendiów sportowych oraz klubów na miejscu lub za granicą. Nie zliczę zawodników, którzy sami lub z moją pomocą przenosili się do klubów w Polsce, bo jest ich setki. Do Stanów Zjednoczonych bądź Europy wysłaliśmy powyżej 150. graczy, którzy są o różnych poziomach talentu. Niektórzy zdobywali medale i grali w kadrach. 90 proc. tych wyjazdów wiąże się jednocześnie z edukacją. Są i tacy, którzy wyjeżdżają tylko z tego powodu, mimo że koszykarsko nie mają najlepszych predyspozycji.

Junior NBA i cała moja działalność w NBA jest powiązana z trenerem, który cały czas z nami współpracuje, czyli Donnie’m Arey’em, który od podstaw stworzył inicjatywę Jr. NBA. Pracował w strukturach Orlando Magic, jest specjalistą od campów i autorytetem dla wielu osób na całym świecie. Zatrudniał go nawet Michael Jordan, kiedy organizował coroczne campy zanim przeszedł na emeryturę. On i Stephen Curry pracowali razem na jego obozach.
Miał też okazję być w Białym Domu, gdy prezydentem był Barack Obama, uczestnicząc w wielkanocnym campie z byłymi gwiazdami NBA. Podczas Jr. NBA jest wiodącą postacią. Jeżeli jest jakaś praca do zrobienia, NBA zawsze sięga po niego, a to wiele znaczy.
Jak się poznaliśmy? Wysyłając graczy do Stanów Zjednoczonych, zostałem niegdyś oszukany przez jedną szkołę. Było to w roku 2015. Musiałem zainwestować wszystkie środki, jakie miałem z innych źródeł, wsiąść w samolot i sprawdzić, co tam się dzieje. Na miejscu poznałem prawą rękę Mickaëla Piétrusa, byłego kolegi Marcina Gortata. Był w tej samej sytuacji co ja. Zorientowaliśmy się, że próbują nas wszystkich oszukać. Gdy złapaliśmy lepszy kontakt, poznał mnie z trenerem Donnie’m Arey’em. Tak zaczęła się nasza współpraca.
Gdy byłem u brata w Cal Poly (wtedy jedyny polski trener w NCAA), trener zaprosił mnie na All Star Weekend. Gdy przyjechaliśmy, odbywały się kliniki. Było tam wielu najlepszych koszykarzy, jak Blake Griffin i Anthony Davis. Z boku trenowała młoda dziewczyna. Zapytałem, czy mogę podpowiedzieć jej kilka rzeczy. Zostało to zauważone przez władze Junior NBA, którzy po treningu podeszli do mnie i powiedzieli, że obserwowali mnie i proponują, abym przebrał się w ich strój i pomógł trenerom na jednym z dwunastu boisk. I ta przygoda trwa regularnie od 2019 roku.
Rok później, kiedy była pandemia, była sytuacja znana z mediów, kiedy podczas konferencji prasowej Rudy Gobert dotykał mikrofonów i śmiał się z koronawirusa, za co został ukarany. Byliśmy z nim później na jednym boisku i też się zaraziliśmy (śmiech). Przez chwilę ze względu na obostrzenia nie organizowaliśmy klinik.
Na początku 2020 roku siedziałem w piętnastym, czy nawet dziesiątym rzędzie podczas Meczu Gwiazd i nigdy nie zapomnę uroczystości dla Kobego Bryanta, który zginął tragicznie pod koniec stycznia. W tej samej hali – United Center – prowadziłem klinikę na głównym boisku. To najbardziej wspaniałe doświadczenie, jakie dotychczas przeżyłem.
Do klinik powróciliśmy w 2023 roku, które wtedy miały miejsce w Utah. Oddałem rzut z tego miejsca, gdzie Michael Jordan oddał ostatni rzut w swojej karierze. W zeszłym roku byliśmy w Indianapolis. Największe wrażenie zrobił na mnie konkurs wsadów. Wydarzenie odbyło się na stadionie futbolu i było obecnych ponad 50 tys. widzów. Właśnie tam zaprezentowano nową technologię, ekran multimedialny, na którym można było grać.

NBA All-Star Weekend
W poniedziałek 10 lutego miałem lot do San Francisco. Czego się spodziewać? Tego nigdy nie wiem. Na pewno jestem wdzięczny, że mam okazję kolejny rok współpracować z Jr. NBA i szkolić ich młodzież.
Jak wygląda sam event? To jeden z dziesięciu – dwunastu eventów podczas Weekendu Gwiazd. Podzielony jest na trzy dni. Pierwszy dzień jest dla uczniów ze szkół, w którym uczestniczą dzieci potrafiące i niepotrafiące grać w koszykówkę. To ciekawe wydarzenie sportowo-rozrywkowe.
Dlaczego NBA to robi? Zarówno NBA, jak i Jr. NBA naprawdę bardzo zabiegają o każdego potencjalnego klienta i kibica koszykówki. Często są to także osoby, które nie wiedzą wiele o dyscyplinie, ale to są nadal fani, którzy kupią koszulki zawodników, kupią League Pass i kupią bilet na mecz, mimo że sami nie będą grać w koszykówkę. Bez kibiców koszykówki nie ma.
Drugiego dnia odbywają się kliniki trenerskie. Podczas nich można się rozwinąć, szkolić, jak i budować mental. Trzeciego dnia są konkursy (skills challenge) i kliniki dla sędziów. Weekend Gwiazd to nie są tylko mecze, które możemy zobaczyć w telewizji.
Poza meczem dla wschodzących gwiazd, konkursami, organizowany jest między innym NBA Crossover – biletowany ogromny event, gdzie gromadzą się kibice i mogą zakupić różne stroje i ubrania, wziąć udział w konkursach sprawnościowych i rzutowych, skorzystać z różnych atrakcji, takich jak spotkania ze znanymi osobami, gra w mobilnym HoopBus jeżdżącym po całym mieście. Można nazwać to targami, podczas których można dowiedzieć się różnych nowości, kupić coś, rywalizować i dobrze się bawić.
Kolejnym eventem jest NBA Celebrity Game, czyli mecz dla celebrytów. Są też brunche – śniadania i obiady z byłymi gwiazdami. Kupując bilet na takie wydarzenie kibice mogą obcować z ludźmi ze świata NBA. Są także koncerty, imprezy w klubach wieczorowych.
Gdy byłem w Utah z kolegą, który pełnił rolę fotografa i koordynatora wideo, po wszystkim poszliśmy się trochę rozerwać. Trafiliśmy na imprezę Hennessy. Spodziewaliśmy się, że przy obowiązującym cenniku pewnie wypijemy po jednym drinku i wrócimy do domu. Wyciągnęliśmy portfel, a barman powiedział, że jest to impreza sponsorowana przez Hennessy. Gdy się rozejrzeliśmy, dostrzegliśmy między innymi dobrze bawiącego się Allena Iversona. Przed klubem wraz z innymi kibicami koszykówki zaczęliśmy grać 1na1. Co ciekawe, wiele osób oglądało tę rywalizację i w pewnym momencie zgromadziło się ze sto osób. Wszyscy żyją koszykówką i są na wyciągnięcie ręki!
Myślę często o tym, jak to wygląda w Polsce i jakby mogło to wyglądać. Moglibyśmy wiele rzeczy ściągnąć i wprowadzić w ekstraklasie, czy choćby i pierwszej lidze, ale każdy ma to gdzieś. To, jak NBA walczy i dba o kibica, powinno być inspiracją dla naszego podwórka, bo tutaj dla kibica nie robi się nic. Kluby są zmuszone robić własny marketing, a nie ma odgórnego marketingu ligi.
Do tego jeszcze wrócimy.
Z San Francisco,
Aleksander Mrozik