
Pamela Wrona: Zacznę od banalnego, ale ważnego pytania. Co czuje się dzień po zdobyciu Pucharu Polski, będąc beniaminkiem?
Andrzej Adamek: Wyśmienicie. Nastrój i samopoczucie są doskonałe. Czuję przeogromną radość.
Kilka miesięcy temu świętowaliście awans do ekstraklasy. Można powiedzieć, że całkiem nieźle się w niej zadomowiliście (trzecie miejsce w tabeli), a teraz wygrywacie Puchar Polski.
To cudowna historia, wspaniałe uczucie. Powrót do swojego rodzinnego miasta i do klubu, w którym się wychowywałem. Upragniony awans i teraz ciąg dalszy tej historii, która cały czas w zasadzie dostarcza nam wielu pozytywnych emocji. Puchar Polski w tym momencie jest przepięknym zwieńczeniem tego okresu, który wspólnie rozpoczęliśmy z klubem.
Oczywiste jest, że w sporcie – przynajmniej powinno się – robić wszystko na 100 proc. i na miarę swoich możliwości. Ale czy realnie spodziewaliście się i zakładaliście w jakimkolwiek scenariuszu, że ten sezon tak będzie się układał?
Realnie, dwa lata temu założyliśmy sobie trzyletni plan rozwoju klubu i organizacji, z awansem do ekstraklasy. Udało nam się to zrobić w pierwszym roku. Absolutnie, nawet nie marzyliśmy o tym, że będziemy bliscy choćby ósmego miejsca w tabeli.
Z drugiej strony, trudno jest zakładać sobie takie wysokie cele. W sporcie stawianie sobie celu typu „zdobycie Pucharu” jest błędem. Nie tak powinno wyznaczać się sportowe cele. Celem może być opanowanie pewnych narzędzi, które pozwolą zrealizować i osiągnąć jakiś sukces. Celem samym w sobie mogłaby być lepsza obrona pick&roll, czy lepsze rozwiązania taktyczne, które de facto spowodują, że jeśli będziemy lepsi w każdym elemencie, to uda nam się osiągnąć więcej.
Wolę koncentrować się na najbliższym spotkaniu, zakładając sobie założenia i to, co chcemy zrealizować z meczu na mecz.
Czy był moment podczas Pucharu Polski, kiedy trener poczuł, jak jesteście blisko stworzenia takiej wyjątkowej historii?
Trudne pytanie. Jak wspomniałem, staram się koncentrować jedynie na najbliższym spotkaniu. Natomiast ta drużyna ma w sobie chęć zwyciężania. Owszem, są mecze lepsze i gorsze, a ludzie są tylko ludźmi. Zawodnicy borykają się z chorobami, gorszą dyspozycją i nastrojem. W spotkaniach w lidze pokazaliśmy już, że potrafimy wychodzić z opresji i walczymy do końca. Myślę, że z tego jestem najbardziej dumny – z tego, że ta drużyna jest prawdziwą DRUŻYNĄ. To nasz olbrzymi atut. Niemniej jednak uważam, że jeszcze potrzebna jest zawsze odrobina szczęścia.
Natomiast, kiedy uwierzyłem? Wiedziałem, że udaje nam się konsekwentnie realizować założenia w każdej rywalizacji. Po ciężkim boju udało nam się pokonać warszawską Legię, co już samo w sobie było osiągnięciem. Następnie, pokonaliśmy lubelski Start i doszliśmy do finału, w którym spotkaliśmy się po raz trzeci w sezonie ze szczecińskim Kingiem, któremu już dwa razy ulegliśmy. Potencjał tego zespołu jest taki, że grając dziesięć razy, może dwa razy udałoby nam się wygrać. Akurat w tym spotkaniu uśmiech losu sprawił, że to my mogliśmy cieszyć się ze zwycięstwa.