fot. Andrzej Romański/plk.pl
Finału czas start! Dziś w Sopocie rozpoczęliśmy prawdziwe święto koszykówki. Trefl jako wyżej rozstawiona drużyna zaczął serię w Ergo Arenie i po dwunastu latach wrócił do gry w wielkim finale. Po drodze pokonał MKS i Śląsk, w obu przypadkach 3:1. Rywale ze Szczecina bronią tytułu mistrzowskiego, podczas fazy play-off przegrali dopiero jedno spotkanie, kończąc serię 3:1 z Legią i 3:0 ze Spójnią. King może być pierwszą drużyną od 2019 roku, która obroni mistrzostwo, sopocianie mogą zostać nowym szóstym mistrzem w ostatnich sześciu latach.
Dużo lepiej weszli w mecz gospodarze, których obrona od samego początku skupiała się na liderze drużyny przeciwnej, Andrzeju Mazurczaku. Bez możliwości kreowania gry przez niego szczecinianie mieli spore problemy ze zdobywaniem punktów, po sześciu minutach mieli na koncie zaledwie 5 “oczek”. Dodatkowo koszykarze Trefla, bojowo nastawieni, wykorzystywali swoją przewagę fizyczną, dlatego też trener Arkadiusz Miłoszewski musiał spróbować nowego rozwiązania. Dokonał zmiany duetu pod koszem i momentalnie obraz gry zmienił się o 180 stopni. Tony Meier wciąż kontynuował play-off mode i przywitał się z sopocką publiką 8 punktami w pierwszej kwarcie, a Michale Kyser był jak zawsze groźny na półdystansie.
Od połowy pierwszej odsłony ekipa Żana Tabaka utraciła skuteczność i swoją dominację w strefie podkoszowej. Sam fakt, że trzech podkoszowych sopocian miało problemy z przewinieniami od początku meczu, nie dawało zbyt wielu pozytywnych perspektyw na kolejne minuty. Od momentu pojawienia się na parkiecie duetu Meier & Kyser, Trefl w ataku już nie istniał, po prostu. Obrona mistrzów Polski wymuszała mnóstwo strat, z których ci mieli jedynie korzyści. Poza tym ograniczyli wstęp w strefę podkoszową, a gospodarze zza łuku nie mogli trafić nawet z otwartych pozycji!
Rzut za rzutem, sopocianie rzadko kiedy umieszczali piłkę w koszu – tak naprawdę tylko Geoffrey Groselle, który po pierwszych 20 minutach miał niemal połowę punktów zespołu – 12 z 29. Przed przerwą pierwszą “trójkę” dla Trefla trafił Benedek Varadi i dało to dobry prognostyk przed kolejną połową. Ale wciąż, to jedynie 29 “oczek” we własnej hali podczas pierwszej połowy i danie możliwości rywalom na rozpędzenie się. A mistrzowie Polski z takich okazji nie mogą nie korzystać!
King jako drużyna z wieloma niesamowitymi osobowościami jest na tyle groźna, że nie wiadomo, kto w danym momencie weźmie odpowiedzialność na swoje barki – po wznowieniu gry 8 punktów z rzędu zdobył Avery Woodson, trafiając dwie piekielnie trudne “trójki”. Sopocianie po dobrych minutach na początku spotkania nie byli w stanie wrócić do pierwotnej dyspozycji, przez co goście mieli wiele okazji do zdobywania punktów. Aż tyle, że już trzeciej odsłonie odskoczyli nawet na 17 punktów (56:39) i nie pozostawiali większych złudzeń, kto dziś jest po prostu lepszy.
To nie znaczyło jednak, że mogą dopisać na swoim koncie pierwszą wygraną w rywalizacji finałowej. Ekipa Żana Tabaka z pewnością nie zamierzała w tak łatwy sposób oddać meczu, jeszcze w trzeciej kwarcie odrabiała straty. Przez moment zostało już tylko dziewięć punktów zaliczki szczecinian, ale gospodarzy nieraz gubiły niecelne rzuty wolne. Przed decydującymi 10 minutami trzykrotnie rzuty wolne wykorzystał jednak Jakub Schenk, zmniejszając straty swojego zespołu do 10 punktów (52:62).
Trefl odzyskał moc i znów zaczął przeważać pod koszem. Geoffrey Groselle zaliczył akcję 2+1, w kolejnej po kilku zbiórkach ofensywnych nie zdołał jednak zmieścić piłki w obręczy. To nic, sopocianie z każdą minutą byli coraz bliżej rywala – po “trójce” Jakuba Schenka Trefl miał już stratę…. jednego posiadania (63:66)! Drużyna Żana Tabaka dźwignęła się i wciąż wierzyła w odniesienie sukcesu jeszcze tego dnia. Owoce zbieraliśmy w trakcie ostatnich 15 minut spotkania. I dobrze, w Ergo Arenie nie było nudy. Była optymistyczna frekwencja na poziomie ponad 5000 osób na trybunach.
Ekipa Arkadiusza Miłoszewskiego, choć wydawało się, że twardo stąpa po ziemi i jest na dobrej drodze, by wygrać pierwszy mecz w Sopocie, sama zatraciła się w zaliczce punktowej, która na tym etapie meczu nic jeszcze nie znaczyła. Ostatnie minuty zaciętej końcówki przejął jednak Andrzej Mazurczak. Rozgrywający trafił dwa razy zza łuku w kluczowym momencie, przy drugiej pokazując gest: “dobranoc”! King Szczecin wygrał pierwszy mecz serii finałowej i jest bliżej końcowego sukcesu! Gdy Jakub Schenk w pojedynkę chciał coś wskórać, został niesamowicie zatrzymany przez Zaca Cuthbertsona i definitywnie zamknął mecz. Reakcja trenera ze Szczecina? Bezcenna!
Jakub Schenk trafił jeszcze z dystansu, by chwilę później niesportowo faulować Mazurczaka. Zachowanie co najmniej niegodne sportowej rywalizacji, a szkoda! Gdy kilkanaście minut wcześniej, gdy kibice wulgarnie krzyczeli do Tony’ego Meiera, powstrzymał ich od dalszych wyzwisk, a skandował “Trefl Sopot”. Rzucił 16 punktów i nie zanotował ani jednej asysty. Dla Trefla 17 “oczek” zdobyli Aaron Best oraz Geoffrey Groselle.
King to Andrzej Mazurczak. Andrzej Mazurczak to King. Dwie “trójki”, które zaważyły na końcowych losach meczu – finalnie zakończył z dorobkiem 19 punktów i 7 asyst. Profesura! Avery Woodson był dziś najlepszym strzelcem meczu z dorobkiem 21 punktów (5/9 za 3). Z ławki niesamowite wsparcie dał Michale Kyser (15 punktów) oraz Tony Meier, autor 11 punktów.