PZBUK! Bonus powitalny 500 zł na start – podwajamy pierwszy depozyt!–
Jak na drużynę, które chce się zrehabilitować za niedawne porażki, Anwil zaczął dość niemrawo, pozwalając GTK w Hali Mistrzów na podejrzewanie dużo. Gliwiczanie zaczęli bez kompleksów, wygrali pierwszą kwartę, a na początku drugiej prowadzili nawet 29:24.
Impuls do wyraźnie lepszej gry Anwilowi dał Tony Wroten. Amerykanin, co mimo wszystko dosyć dziwne, przez część publiczności we Włocławku, został przywitany nieprzyjemnymi pomrukami, a nawet gwizdami. Gracz zaczął jednak naprawdę dobrze, indywidualnymi akcjami wyprowadził gospodarzy na prowadzenie, chętnie podawał i przejawiał też chęci do gry w obronie.
Z dobry atakiem dołączyli się też Ricky Ledo oraz Rolands Freimanis i Anwil na dobre przejął inicjatywę. Do przerwy było już dość pewne 55:43 dla włocławian.
Po zmianie stron zobaczyliśmy już pełna dominację gospodarzy, grających z jakością, jakiej można od nich oczekiwać w takich spotkaniach. Wróciła bardzo dobra obrona, dająca łatwe punkty z kontr. W ataku nie tylko różnicę robił np. Ledo, ale (wreszcie) kilka udanych akcji w ofensywie zaliczył także Krzysztof Sulima, który tak się rozochocił, że trafił nawet 2 razy za 3 punkty.
W kilka minut przewaga urosła aż do 30 oczek (86:56). Po 3. kwarcie mieliśmy już wręcz demolkę 97:59 i jeszcze kilka efektownych akcji w wykonaniu Wrotena (22 pkt. i 5 asyst w 17 minut), jakby na przekór tym kibicom, którzy stracili do niego sympatię.
GTK miało na koncie 100 straconych punktów już po 31 minutach gry! Ostatnią część rozegrano już bez nadmiernych emocji. Anwil po zdobyciu 42 punktów w trzeciej kwarcie, oszczędził już trochę gliwiczan, nie goniąc za rekordami.
Z ciekawostek pomeczowych, zwraca uwagę występ Chrisa Dowe’a, który nie był daleki od triple double – miał 12 punktów, 9 zbiórek (aż 6 w ataku) i 7 asyst. Pełne statystyki z meczu TUTAJ >>
RW