Mimo że to był powrót do Gdyni trenera Przemysława Frasunkiewicza, to o emocjach w przypadku tego spotkania mowy być nie mogło. Obie drużyny grają już o nic, a na dodatek Arka do tego starcia podeszła bez Bartłomieja Wołoszyna, Michała Kołodzieja i Adama Hrycaniuka, z kolei w Anwilu wciąż pauzował Shawn Jones, mimo że z drużyną się rozgrzewał.
Od początku meczu nie było problemu ze wskazaniem najlepszego zawodnika na parkiecie. Chodzi oczywiście o Kyndalla Dykesa, który na tle śniętych kolegów wyglądał jak prawdziwa gwiazda – zbierał, punktował, mijał, wybijał piłkę rywalom. Amerykanin skończył to spotkanie z dorobkiem 20 punktów i 14 zbiórek.
Tak jak można było się spodziewać, obydwa zespoły nie zachwycały w ataku. Problemy ze skutecznością miał zwłaszcza Anwil, który nie trafiał rzutów wolnych, a oddający masę rzutów Ivica Radić miał ogromne problemy ze zdobyciem punktów. Dość sensacyjnie po pierwszej połowie prowadziła Arka – 31:30.
Po przerwie na szczęście otrzymaliśmy trochę bardziej ofensywną koszykówkę – oba zespoły zaczęły trafiać z dystansu, z jednej strony Przemysław Zamojski, z drugiej Filip Dylewicz. Chwilę potem dwie trójki trafił także Marcin Kowalczyk i Arka znów minimalnie prowadziła.
Anwil dzięki grze Amerykanów zdołał jednak odskoczyć na kilka punktów i to minimalne prowadzenie dowiózł do końca, choć nie bez problemów, bo w końcówce o sobie przypomniał Krzysztof Szubarga dwiema trójkami. Włocławianie ostatecznie pokonali jednak Arkę 84:80, dzięki ważnemu trafieniu Zamojskiego i precyzji Washingtona na linii rzutów wolnych.
Oprócz Dykesa na pochwałę po tym meczu zasługuje także Wojciech Tomaszewski, który zdobywając 12 punktów ustanowił swój rekord punktowy w PLK.
Sympatycznym akcentem na koniec był też celny rzut z własnej połowy 15-letniego Szymona Nowickiego, będzie miał pamiątkę z debiutu. Szkoda, że nie uchwyciła go kamera w trakcie transmisji.
GS
Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 500 i 50 zł na start. Sprawdź! >>