fot. Andrzej Romański / plk.pl
Dla Dzików, a konkretnie trenera Krzysztofa Szablowskiego, to był sentymentalny powrót do Włocławka. Dużą część swojego koszykarskiego życia spędził właśnie w tym mieście. Był współautorem takich sukcesów jak dwukrotne Wicemistrzostwo Polski czy Superpuchar Polski. Dla Anwilu – szansa na dziewiąte zwycięstwo w Orlen Basket Lidze.
Do pierwszej połowy chyba nie ma co szczegółowo nawiązywać. Delikatnie mówiąc, widzieliśmy bardziej efektowne mecze. Gra obu ekip w ataku nie powalała. Zdecydowanie więcej działo się po 15-minutowej przerwie.
Kluczowe momenty przypadły na ostatnie minuty czwartej kwarty. Wtedy po efektownej dobitce Colemana Dziki przegrywały już tylko czterema punktami. Sęk w tym, że później długo nie mogli już zanotować jakiegokolwiek trafienia, co systematycznie wykorzystywał Anwil. Za taki szczególnie istotny moment należy uznać trójkę Sandersa. Akcja była mało składna, ale lider “Rottweilerów” wziął całość na siebie i trafił sprzed twarzy rywala. Już wtedy włocławianie prowadzili 69:60, a niedługo później przewaga urosła do nawet 12 oczek. W międzyczasie na konto Colemana powędrował faul niesportowy, choć sama sytuacja była dość kontrowersyjna.
Na 1,5 minuty przed końcem trener Szablowski poprosił o przerwę na żądanie. To była ostatnia szansa na jakiś nieprawdopodobny zryw, natomiast Dziki tego meczu już nie zdołały wygrać. W samej końcówce na parkiecie zameldował się jeszcze 16-letni Bartosz Łazarski, który podzielił się piłką z Kalifem Youngiem i zanotował asystę. Ostatecznie Anwil wygrał 78:66, co jest dziewiątym zwycięstwem w tym sezonie Orlen Basket Ligi.
Najlepszym punktującym “Rottweilerów” był Luke Petrasek, choć największe brawa należą się jednak Kalifowi Youngowi. Co za gracz! Dziś zanotował double-double, ale przede wszystkim kapitalnie spisywał się po obu stronach parkietu. W przypadku Dzików warto podkreślić pierwszą w tym sezonie celną trójkę Grzegorza Grochowskiego oraz debiutanckie punkty Isaiah Crawley’a.