fot. Andrzej Romański/plk.pl
Dziś to była ostatnia szansa dla Sokoła Łańcut! Przegrywając, sami dążą do gry w 1. lidze w przyszłym sezonie, z kolei wygrana przedłuża nadzieje na wywalczenie utrzymania. Dla ich rywali z Gdyni było to także ważne starcie, ponieważ dzięki wygranej mogliby sobie zapewnić utrzymanie w Orlen Basket Lidze. Jedno było wiadome – nikt nie będzie chciał odpuścić! Co więcej, pierwszy mecz pomiędzy tymi zespołami zakończył się wynikiem 118:115, gdzie pobito wiele rekordów.
Bardzo mało obrony, obie drużyny rzuciły się do ofensywy i naprzemiennie wymieniały się skutecznymi zagraniami na początku meczu. Przez chwilę wynik oscylował wokół remisu, pierw do akcji wkroczyli goście, którzy zdobyli 9 punktów z rzędu. Sokół w ekspresowym tempie odpowiedział 12 “oczkami” z rzędu, finalnie w ostatnich czterech minutach zaliczyli serię 18:5. Defensywa była bardzo skupiona na najlepszym strzelcu PLK, Tylerze Cheesie, który nie siłował gry pod siebie i dzielił się piłką z kolegami. Bardzo mądra gra w ataku, przede wszystkim skuteczna, sprawiła, że zdobyli 29 punktów w pierwszej kwarcie.
Cel łańcucian był jasny, zawodnicy zmotywowani. Pierwszą odsłonę zamknął “trójką” Milivoje Mijović, kolejną kwartę Serb otworzył identycznym zagraniem! Odskoczyli nawet na 12 “oczek” przewagi (33:21), wówczas dwa razy z dystansu przymierzył Adrian Bogucki. Dał sygnał do odrabiania strat, jego zespół zdobył 10 punktów z rzędu i na nowo wrócił do spotkania. Trener Marek Łukomski przerwał tę serię przerwą na żądanie, po której Arka wciąż była w natarciu. Odzyskała prowadzenie, poprawiła defensywę i budowała zaliczkę.
Gospodarze po świetnych 11 minutach kompletnie się pogubili. Otwarte rzuty przestały wpadać, obwodowi zaczęli popełniać masę strat, a goście podrażnieni już dwucyfrową stratą wzięli się w garść i przejęli inicjatywę. Pozwolili gospodarzom na zdobycie jedynie 8 punktów przez 10 minut, z czego połowę z nich rzucili w ostatnich 9 minutach tej części. Dało to niesamowity efekt ekipie Wojciecha Bychawskiego, która wygrała drugą kwartę 23:8, notując serial punktowy 23:4 na swoją korzyść. Drużynie z Łańcuta, zwłaszcza w tym spotkaniu, brakowało już nawet jakości. Zaangażowanie było, ale ono całej sprawy nie załatwi. Taki nagły drastyczny przestój nie przystoi nawet zespołowi chcącemu grać na najwyższym szczeblu.
Gdynianie nie poprzestali na perfekcyjnej drugiej kwarcie, po zmianie stron rozpoczęli kolejną część spotkania serią 18:5 i zyskali 20 punktów przewagi na niecały kwadrans przed końcową syreną. Jedyne punkty w tym czasie dla Sokoła zdobył Artur Łabinowicz, po drugiej stronie “Arkowcy” bawili się koszykówką. Zamaskowany Andrzej Pluta Jr po słabszym okresie dziś bezproblemowo trafiał do kosza, Bryce Alford flirtował z triple-double, a podkoszowi wykonywali dziś kawał dobrej roboty. Nie pozostawiali żadnych złudzeń ani cienia szansy na to, aby gospodarze mogli dziś powalczyć o wygraną.
Dopiero w końcówce trzeciej kwarty ekipa z Łańcuta zaliczyła jakikolwiek zryw. Zdobyła 5 punktów z rzędu i miała szansę przedłużyć tę serię punktową, tyle że spudłowali aż cztery rzuty wolne z rzędu. Przez dwie kwarty zdołali rzucić wyłącznie 18 punktów we własnej hali, aż trudno w to uwierzyć. Krytyczna sytuacja przed meczem, świetne wejście w to spotkanie, a tu później taki klops… Przed decydującymi 10 minutami to Arka była bliżej pewnego utrzymania w lidze, prowadząc różnicą 15 punktów (62:47).
Iskierką nadziei dla kibiców w Łańcucie był Ike Nwamu, który wziął drużynę na swoje barki. Z drugiej strony goście punktowali w ataku, dzięki czemu utrzymywali zaliczkę. Też do czasu! Sokół bardzo szybko zapomniał o obrzydliwych 20 minutach w swoim wykonaniu i zaczął odrabiać straty. Liderzy się odblokowali, atak z każdą minutą się rozkręcał. Role się odwróciły, teraz to Arka popadła w tarapaty. Gospodarze nie mieli już nic do stracenia i zaczęli grać z większym spokojem i twardą defensywą, przez którą rywale nie potrafili się przebić.
Sokół zanotował kolejną serię, aż 20:5! Duża w tym zasługa duetu Nwamu & Kemp, który dał sygnał, że nie wszystko jeszcze stracone. Po celnej “trójce” Terrella Gomeza do gdynian tracili już tylko jedno “oczko” (72:73). Adrian Bogucki w końcówce wygrał wojnę nerwów na linii rzutów wolnych, trafiając dwukrotnie. Odskoczyli na trzy punkty, chwilę później doszło niemal do rękoczynów pomiędzy Sethem LeDay’em a Tylerem Cheese’m – decyzją sędziów brak przewinień niesportowych, zwykły faul zawodnika Arki, który dał dwa rzuty wolne liderowi Sokoła. Ten nie trafił ani jednego rzutu, gdynianie także nie trafili i decydujący rzut na dogrywkę postanowił oddać Cheese na 9 sekund przed końcem. Ponownie nie trafił, mieli jeszcze ponowienie, ale Nwamu został zablokowany przy próbie rzutu.
Arka wygrywa, Arka się cieszy, Arka w euforii! Ekipa Wojciecha Bychawskiego na trzy kolejki przed końcem sezonu zapewnia sobie utrzymanie na kolejny sezon! Prawdziwym sercem tego dzisiejszego sukcesu był duet obwodowych: Andrzej Pluta Jr (22 punkty, 4/6 za 3) oraz Bryce Alford (12 punktów, 10 zbiórek i 8 asyst). Dodatkowo po 14 punktów dorzucili Polacy: Grzegorz Kamiński oraz Adrian Bogucki. To druga wygrana z rzędu gdynian, pierwszy raz w tym sezonie notują serię zwycięstw!
Świetna pogoń w czwartej kwarcie, wygrana 27:15, finalnie nie dała pożądanych efektów. Sokół jest w stanie agonii, niemal cud mógłby zapewnić im byt w PLK w przyszłym sezonie. Krótka piłka – muszą wszystko wygrać, a GTK lub Zastal wszystko przegrać. To druga z rzędu porażka trzema punktami we własnej hali. Dziś znów zawiódł lider Tyler Cheese (7 punktów, 2/12 z gry), indywidualnie dobre występy zaliczyli Adam Kemp (13 punktów i 7 zbiórek) oraz Artur Łabinowicz (13 punktów i 6 zbiórek).