fot. Andrzej Romański / plk.pl
Sporą niespodzianką byłoby zwycięstwo Arki Gdynia ze Startem Lublin, czyli drużyn z dwóch innych części tabeli. Niespodziewanie ekipa Wojciecha Bychawskiego już bez Przemysława Żołnierewicza, który przeszedł do Kinga Szczecin, świetnie rozpoczęła to spotkanie od prowadzenia 8:0, chwilę później 15:7. Duża zasługa w tym niesamowicie dysponowanego Andrzeja Pluty Jr, który w samej pierwszej kwarcie zdobył 13 punktów, trafiając wszystkie rzuty.
Obie drużyny postawiły na ofensywę w pierwszych minutach meczu, jednak w dalszej części powietrze z koszykarzy Arki zaczęło nieco schodzić, a lublinianie powoli zaczęli przejmować prowadzenie. Dało się zauważyć po stronie Startu nieco lekceważące podejście do obrony, przez co tworzyły się nie raz autostrady w stronę kosza czy otwarte pozycje zza łuku. Z drugiej strony bardzo dobrze funkcjonował atak, zwłaszcza współpraca na linii rozgrywający – Roman Szymański, dla którego był to najlepszy występ po powrocie po kontuzji – zaliczył 9 punktów i 8 zbiórek. Kłopoty z faulami od samego początku miał podstawowy środkowy Barret Benson, przez co właśnie większą szansę otrzymał Szymański.
Odejście “Żołnierza” z Arki było szansą dla innych – jeszcze więcej odpowiedzialności przypadło na Andrzeja Plutę, sporo akcji kończyli zawodnicy z drugiego planu tj. Adrian Bogucki, Grzegorz Kamiński, czy Kacper Gordon. Z kolei ci najmłodsi – Jakub Szumert oraz Maksymilian Wilczek mieli jeszcze więcej okazji do gry niż zazwyczaj. Tak naprawdę każdy zyskał albo na roli, albo na minutach, a samą Arkę przyjemniej się oglądało niż z Przemysław Żołnierewiczem decydującym się na kolejną indywidualną akcję.
Kilkupunktowe prowadzenie Startu utrzymywało się przez pierwsze minuty drugiej połowy, jednak chwilę potem nastąpił moment przełomowy całego meczu – Jabril Durham zaliczył 2 przechwyty w kilka sekund, zamieniając je na 4 “oczka”. Arkę przy życiu starał utrzymywać się Pluta z pomocą Boguckiego, jednak skutecznych akcji po stronie gospodarzy nie było końca. Rezerwowi przyjezdnych wykorzystali chwilowy przestój drużyny prowadzonej przez Artura Gronka, gdzie na parkiecie nie było ani Durhama, ani O’Reilly’ego, niwelując straty z 17 “oczek” do zaledwie siedmiu poprzez serię 10:0.
Decydującą kwartę pewnie rozpoczęli goście, korzystając z nieobecności na parkiecie trzech najważniejszych zawodników Startu. Zdołali zmniejszyć rozmiary prowadzenia do tylko pięciu oczek na ponad 3 minuty przed końcową syreną, jednak to nie wszystko, na co było ich stać w tym meczu. Aż cztery “trójki” w tej części gry trafił Kacper Gordon, dziś miał prawdopodobnie najlepszy mecz w dotychczasowej karierze (17 punktów, 5/8 za 3 i 11 asyst).
Chwilę później Arka zbliżyła się do lublinian na zaledwie jedno posiadanie, jednak drużyna stawiana w roli faworyta m.in. z racji wyższego miejsca w tabeli pokazała w ostatnich minutach, że jest zespołem o klasę lepszym, wykorzystując swoje atuty w postaci rzutów za 3 (solidne 45% w meczu, 15/33), finalnie wygrywając siódmy mecz w tegorocznej kampanii.
Sporą przewagą Startu w tym meczu była dyspozycja całej pierwszej piątki – każdy zakończył mecz z dwucyfrową zdobyczą punktową i na współczynniku efektywności wynoszącym min. 15. Z drugiej strony aż 30 punktów dodali także rezerwowi, którzy byli wartością dodaną zespołu, dodatkowo stracili jedynie 8 piłek.
Mimo porażki na wielkie brawa zasługuje najmłodszy zespół w tym sezonie Orlen Basket Ligi – drugie double-double z rzędu zanotował Adrian Bogucki (17 punktów i 12 zbiórki), rekordową liczbę asyst w karierze rozdał Kacper Gordon (11 asyst), zaś rekord punktowy kariery zanotował Andrzej Pluta Jr (32 punkty, 9/16 z gry, 5/12 za 3).
Autor tekstu: Błażej Pańczyk