
Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 1300 i do 200 zł na start. Sprawdź! >>
Kto by się tego spodziewał? Jeszcze kilkanaście dni temu wiele osób wieszczyło, że Rivers – który w swojej karierze trenerskiej roztrwonił w play-off już trzykrotnie prowadzenie 3:1 – zdoła przegrać z 76ers rywalizację w pierwszej rundzie z Toronto Raptors mimo prowadzenia 3:0.
Sixers odpowiedzieli, zmiatając kanadyjski zespół z jego własnego parkietu w spotkaniu nr 6.
W dwóch pierwszych spotkaniach półfinału Wschodu, pozbawieni Joela Embiida, byli bezradni w rywalizacji z Heat. Zespół z Florydy wyglądał na maszynę nie do zatrzymania, przypominając wielu Detroit Pistons z mistrzowskiego sezonu 2004: ekipę pozbawioną zawodnika z grona 10 największych gwiazd ligi, ale na tyle kompletną i wzajemnie się uzupełniającą, że będącą poza zasięgiem rywali.
Sixers odpowiedzieli. Dwa mecze później – i dwa mecze po powrocie Embiida – wszystko wygląda zupełnie inaczej.
Jimmy Butler gra kapitalnie, znów – niczym w pamiętnym bąblu w Orlando latem 2020 roku – przypomina koszykarza z Top 10 NBA. W trzecim meczu rzucił 33 punkty. W czwartym – 40. Ale jego zespół nie był ani kompletny, ani wzajemnie się nie uzupełniał.
W przegranym 108:116 meczu nr 4 goście z Florydy trafili tylko 7 z 35 rzutów za 3. W poprzednim skuteczność mieli jedynie nieznacznie lepszą – 7/30. Tymczasem Duncan Robinson, strzelec wyborowy, który przed tym sezonem podpisał z Heat kontrakt o wartości 90 milionów dolarów, siedzi przyspawany do końca ławki rezerwowych.
Play-off rozpoczął od trafienia 8 z 9 trójek w meczu przeciwko Hawks. Od tego czasu w żadnym nie spędził na parkiecie więcej niż 14 minut. W serii przeciwko 76ers pojawił się tylko raz – na śmieciową minutę.
Tak, Duncan Robinson nie broni. Ale przed meczem numer 5 Eric Spoelstra musi odnaleźć też atak swojej drużyny.
Jeśli okaże się, że zgubił go na dobre, Doc Rivers w ciągu kilku tygodni może trafić z piekła opinii „trenera, który nie potrafi dończyć dzieła” do nieba „tego, który ograł Spoelstrę”.
Grający w masce Embiid mu może w tym pomóc. W meczu nr 4 do 24 punktów dołożył 11 zbiórek. Dość niespodziewanie mógł też liczyć na pomoc Jamesa Hardena, który 16 ze swoich 31 punktów zdobył w czwartej kwarcie. Może i już nigdy nie zdobędzie tytułu króla strzelców, ale wciąż potrafi robić różnicę:
TOMAS
Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 1300 i do 200 zł na start. Sprawdź! >>