Polacy są najlepszym zespołem w grupie D i muszą to udowodnić bez żadnych wymówek. Tu nie chodzi o sam awans na EuroBasket, tu chodzi o bilans 6-0.

Brak całej formacji podkoszowej to oczywiście problem – Marcin Gortat z Przemysławem Karnowskim byli dobrymi obrońcami w polu trzech sekund, wszechstronni i doświadczeni Damian Kulig i Aaron Cel rozciągali defensywę rywali, grożąc rzutami za trzy. W trakcie przygotowań nie udało się załatać dziury spowodowanej ich brakiem.
Ale nie przesadzajmy – nawet bez tej czwórki mamy wystarczająco dużo utalentowanych graczy, by zagrać o pełną pulę i bilans 6-0. To my mamy czołowego strzelca ACB, środkowego z doświadczeniami z najlepszych europejskich klubów, skrzydłowego z Rising Star Trophy, wreszcie kilku kolejnych graczy z po występach w Eurolidze i na EuroBaskecie.
Potknięcia czy słabsze dni się zdarzają, teoretycznie nawet z bilansem 4-2 można grupę wygrać, a do awansu może wystarczyć przecież drugie miejsce. Estonię, Białoruś i Portugalię trzeba jednak ograć bez wpadki, to zespoły oparte na graczach z lig rodzimych, bez gwiazd, bez żadnych osiągnięć w poprzednich latach. Każda porażka Polaków będzie wstydliwa, jeśli traktujemy siebie poważnie i za rok chcemy grać w ćwierćfinale EuroBasketu.
Na potknięcia nas najzwyczajniej nie stać. Jeśli reprezentacyjna koszykówka ma swoje letnie pięć minut (na szczęście już po raz ostatni – za rok wracają okienka na mecze międzynarodowe), to trzeba je do bólu wykorzystać. Wygrywać, wygrywać i wygrywać, walczyć o kibiców w halach i przed telewizorami.
O kulturze wygrywania czy też mentalności zwycięzców, lubi opowiadać Mike Taylor. Jego zespół ma kilkanaście dni, by udowodnić, że zrobił kolejny krok w ich kierunku.
Łukasz Cegliński