Kamil Sadowski chce być tylko trenerem tymczasowym, Zoran Sretenović odmówił. Nic dziwnego, mówimy o klubie, który dokonał 17 zmian na stanowisku trenera w ciągu 9 sezonów.
PLK, NBA – typuj wyniki i zgarniaj kasę >>
W środę AZS Koszalin niespodziewanie pokonał u siebie 82:80 Polski Cukier Toruń i nastroje po porażkach z Polfarmeksem i Startem trochę się poprawiły. Zespół ma aż cztery wygrane więcej niż będący w strefie spadkowej zespół z Kutna, utrzymanie jest naprawdę blisko.
Nie wiadomo tylko, kto będzie kolejnym trenerem AZS. W środę drużynę poprowadził Kamil Sadowski, asystent zwolnionego niedawno Piotra Ignatowicza, ale on sam zaznacza, by nazywać go tylko trenerem tymczasowym.
W klubie usłyszeliśmy tylko, że czwartek jest „dniem rozważań za i przeciw decyzji w sprawie wzmocnienia sztabu szkoleniowego”, ale z naszych informacji wynika, że Sadowski dostał propozycję poprowadzenia AZS do końca sezonu, lecz jej nie przyjął. Przynajmniej nie w kształcie proponowanym przez klub.
– Jestem pracownikiem AZS Koszalin i chcę dokończyć ten sezon w tej roli. Nie mam ciśnienia, by być pierwszym, podpisywałem kontrakt jako asystent. Jeśli klub znajdzie nowego trenera, nie będę miał z tym problemu. Na razie negocjuję aneks do umowy, z zapisem, że ja też mogę od niej odstąpić, kiedy chcę. Ale przygotowuję się też do poniedziałkowego meczu u mnie w domu, czyli we Włocławku – powiedział nam Sadowski.
Z naszych informacji wynika, że w Koszalinie rozważa się wciąż kandydaturę Dariusza Szczubiała i dzwoniono też do Zorana Sretenovicia. Ten miał jednak odmówić.
I trudno się dziwić, AZS ma fatalną markę, jeśli chodzi o pracę z trenerami. W Koszalinie nie ma ani cierpliwości, ani większego planu, ani koncepcji. Nie ma też oczywiście gwarancji, że dotrwa się do czegokolwiek – ok, dzisiaj, po wygranej z Polskim Cukrem, humory są dobre, ale AZS czekają kolejne mecze z Anwilem, Stelmetem, Stalą, Rosą i Turowem. 0-5 jest prawdopodobne, nerwowe chwile również.
ŁC