Zaczęli Martin Eggleston i Roman Olszewski, a potem z pięściami włączyli się Tyrone Thomas, Igor Griszczuk i Henryk Wardach. W hali w Stargardzie zrobiło się niebezpiecznie.
Szukasz butów retro – sprawdź w Sklepie Koszykarza >>
To była chyba polska wersja „Malice at the Palace”. Kilka dni później działacze Wydziału Gier i Dyscypliny PZKosz obradowali 10 godzin i ostatecznie ukarali zawieszeniem na cztery mecze Martina Egglestona i Igora Griszczuka, a na dwa – Tyrone’a Thomasa i Henryka Wardacha. Na oba kluby nałożono też kary finansowe – Komfort zapłacił 15 mln złotych, a Nobiles 10 mln.
Kary uznano za łagodniejsze od oczekiwanych. Kilka tygodni wcześniej Jerzy Żywarski, kapitan Śnieżki Aspro Świebodzice, za słowne obrażenie sędziów został odsunięty od aż pięciu spotkań.
Łokcie, palce, oczy, nos
To był grudzień 1994 roku, debiutancki sezon Spójni Stargard w ekstraklasie. Zespół prowadzony przez Grzegorza Chodkiewicza grał wówczas jako Komfort i podejmował Nobiles – dwukrotnego już wicemistrza Polski.
Mecz był nerwowy, przeważali goście, którzy w drugiej połowie prowadzili różnicą 10 punktów. Nadeszła 27. minuta i się zaczęło – po kolejnych podkoszowych starciach Egglestona i Olszewskiego, ten drugi nagle padł na parkiet.
– Martin wykonał gest w kierunku nosa Romka, jakby chciał go trącić palcem. No a „Oszi” udał, ze było to bardzo poważne dotknięcie – mówi dzisiaj Chodkiewicz.
– Martin i Romek cały czas walczyli na łokcie i nagle ten drugi wykonał ruch dwoma palcami w kierunku oczy Egglestona. On grał w okularach, ale zamiar był jasny – wspomina kapitan Spójni Ireneusz Purwiniecki.
– To się działo pod koszem, przed rzutami wolnymi. Eggleston i Olszewski stali blisko siebie i nagle zza pleców Romka wyleciała ręka Igora Griszczuka, która trafiła chyba Tyrone’a Thomasa – opowiada z kolei Wojciech Krajewski, trener Nobilesu.
Relacje się różnią, ale jest zgoda, co do tego, że po upadku Olszewskiego zaczęła się bijatyka. Regularna bójka, nie jakaś tam szarpanina. Na boisko wbiegli rezerwowi, potworzyły się pary – u gospodarzy najbardziej aktywni byli Eggleston i Thomas, u gości Wardach i Griszczuk. A najbardziej poszkodowany był chyba Siergiej Żełudok, który kończył mecz z fioletowym okiem.
Henryk Wardach na trybunach
Naprzeciw siebie naprawdę stanęli twardziele – Eggleston i Wardach byli wielkimi, zwalistymi chłopami, po co najmniej 120 kg wagi każdy. Thomas i Griszczuk w wadze półciężkiej też byli godnymi siebie rywalami.
– Bójka była totalna, nagle okazało się, że Tyrone jest niezłym bokserem, takim prawdziwym. Potem dowiedzieliśmy się, że ponoć w USA miał zaliczone jakieś walki – opowiada Chodkiewicz. A Griszczuk, wiadomo – niewielu miało taką iskrę w oczach i serce do walki jak Białorusin.
Kilku graczy się tłukło, niektórzy próbowali ich rozdzielić, część się przyglądała. – Ja z Wojtkiem Krajewskim, zresztą moim dobrym kolegą, próbowaliśmy dojść do centrum wydarzeń, ale spasowaliśmy. I dobrze – wspomina Chodkiewicz.
– Ja i Grzesiek Skiba, dwaj kapitanowie, po prostu staliśmy obok siebie i się przyglądaliśmy. W ogóle nie braliśmy udziału w bijatyce – mówi Purwiniecki.
– Bałem się o 11-letnią wówczas córkę, która była na trybunach. Część kibiców oglądała mecz na zewnątrz, przez okna. I jak zaczęła się awantura, zaczęli walić w te szyby. Było niebezpiecznie. I jeszcze Heniu Wardach zaczął gonić kibiców na trybuny – opowiada Krajewski.
Sponsor Nobilesu wniebowzięty!
– Wielkie szczęście, że ta zadyma odbyła się nie po tej stronie trybun, gdzie siedział klub kibica, tylko bliżej tej części, gdzie byli młodzi uczestnicy turnieju koszykówki szkół spoza Stargardu. Oni nie wiedzieli, jak się zachować, po prostu siedzieli – mówi Chodkiewicz.
Sytuację w końcu opanowano. Sędziowie i komisarz zaczęli się naradzać, ostatecznie zdyskwalifikowali po siedmiu graczy obu drużyn, w tym wszystkich rezerwowych, którzy opuścili strefę ławki.
W Komforcie na boisku zostali Purwiniecki, Marek Cieliński i Jarosław Dubicki, a w Nobilesie Olszewski (!), Skiba i Tomasz Jankowski. – U nas byli sami trójkowicze, u nich podkoszowi i Skiba. No i doszliśmy ich, w końcówce prowadziliśmy – śmieje się Purwiniecki.
Wszyscy koszykarze mieli już po kilka przewinień i mało sił, więc obrona była udawana, sędziowie też nie wiedzieli, jak gwizdać. Komfort był bliski wygranej, ale w ostatniej sekundzie „Jankes” wyrównał trójką na dogrywkę.
– Moi gracze nie mieli sił, by go sfaulować. A trzeba było, wtedy byśmy wygrali – mówi Chodkiewicz. W dogrywce Nobiles był już lepszy, wygrał 102:96. Mecz wsadem – i rykiem w kierunku publiczności – zakończył Olszewski.
– Pamiętam, że potem dostaliśmy pochwałę od sponsora. Drumet właśnie pojawił się na naszych koszulkach, bójkę pokazywano w serwisach telewizyjnych i właściciel dzwonił zadowolony, że w nigdy nie dostał tak dużej reklamy, za tak małe pieniądze – śmieje się Krajewski.
Łukasz Cegliński