PZBUK! Bonus powitalny 500 zł na start – podwajamy pierwszy depozyt!
Wieczór złych informacji dla Rockets: po pierwsze, komisarz Adam Silver odrzucił ich protest o powtórzenie starcia z San Antonio Spurs, argumentując to tym, że… mieli wystarczająco czasu, by samemu „naprawić” błąd sędziów i ograć rywala. Po drugie, nie udało się ograć Sacramento Kings, a rzut na zwycięstwo 119-118 równo z syreną trafił Nemanja Bjelica.
Tego nie da się już oprotestować, na co znakomicie zaraz po meczu zwrócili uwagę ludzie od mediów społecznościowych w Sacramento, pisząc żartobliwie “Oprotestujcie to!”. Rockets zostawili serbskiego podkoszowego samego na obwodzie, a ten mimo dalekiego dystansu trafił równo z syreną i utonął w objęciach kolegów. To znakomite dni dla Bjelicy, który w poprzednim meczu zdobył aż 30 punktów.
Wszystko to zasługa trenera Luke’a Waltona, który niejako odkrył Bjelicę na nowo – wcześniej Serb jawił się głównie jako rozciągający grę wysoki, ale Walton dostrzegł w nim dużo większy potencjał. Sam zainteresowany po meczu nie krył emocji, gdy w wywiadzie telewizyjnym w niecenzuralnych słowach stwierdził, że ta wygrana w Houston jego drużynie się należała.
Nie sądził tak choćby Russell Westbrook, który kilka minut wcześniej wyprowadził Rockets na dwupunktowe prowadzenie po świetnym wejściu pod kosz. Russ nie mógł wiedzieć co się zaraz stanie, ale powinien był wiedzieć, że jest jeszcze za wcześnie, by krzyczeć „game over”. Bjelica zepsuł mu tym samym jeden z lepszych występów w barwach Houston: 34 punkty (13/17 z gry), osiem asyst.
Znów nieco wycofany był James Harden – przestał punktować jak szalony, bo 27 oczek w jego przypadku to raczej średni wynik (tyle dobrego, że rozdał też 10 asyst) Rockets po okresie bardzo dobrej gry ostatnio mają jednak więcej problemów i w ostatnich dziesięciu spotkaniach bilans zwycięstw oraz porażek rozkłada się dokładnie po połowie.
Dla klubu z Sacramento jest to tymczasem bardzo ważna wygrana na trudnym terenie, których w trwających rozgrywkach nie było zbyt wiele. Królowie z bilansem 10-13 oscylują gdzieś w okolicy ostatniego miejsca premiowanego awansem do fazy play-off – po 13 latach posuchy każde zwycięstwo przybliżające Kings do awansu jest więc niemal na wagę złota.
Tomek Kordylewski
.