Trzy minuty przed końcem przegrywali 54:62, ale Michał Michalak i Bartosz Bochno trafiali za trzy w najważniejszych momentach – to głównie dzięki nim PGE Turów pokonał Anwil 72:65 w Hali Mistrzów.

NBA, Euroliga, PLK – typuj wyniki i wygrywaj >>
To był mecz, a w zasadzie meczysko, które mogłoby trwać i trwać. Wielu graczy miało dobre momenty, obie drużyny reagowały na to, co grali rywale, po akcji występowała reakcja. Emocje były to końca i wynik spotkania odwrócił się w momencie, gdy wydawało się, że wszystko jest rozstrzygnięte.
Trzy minuty przed końcem Tyler Haws wykonał kolejny efektowny wjazd pod kosz, trafił na 62:54 dla Anwilu. Wcześniej podkoszową dominację potwierdził Josip Sobin (19 punktów, 10 zbiórek), obudził się nawet uśpiony Fiodor Dmitriew, który trafił trójkę. Turów pogubił się pod oboma koszami, wyglądało na to, że na jeszcze jeden zryw nie starczy mu czasu.
A jednak! Najpierw z trudnego wejścia na swoją słabszą prawą rękę trafił Bartosz Bochno. A gdy dwie kolejne nieudane akcje zagrali Kamil Łączyński i Nemanja Jaramaz, był remis, bo Denis Ikovlev i Tweety Carter błyskawicznie odpowiedzieli na te pomyłki trójkami.
I obie drużyny poszły za ciosem. Czyli Anwil się mylił (Dmitriew i Jaramaz spudłowali po jednym wolnym), a Turów trafiał za trzy. Najpierw Michał Michalak (18 punktów w meczu, 4/7 z dystansu), a potem Bochno (12, 3/4). Włocławianie dostali obuchem, po kolejnej stracie dobił ich z kontry Carter, a Igor Milicić nie mógł już zareagować, bo wcześniej wyczerpał wszystkie przerwy.
I tak Turów wygrał bardzo ważny mecz – zwycięstwem udowodnił, że to jemu jest w tym momencie bliżej do czołówki niż drużynie z Włocławka. Anwil miał serię pięciu zwycięstw, ale inaczej gra się z zespołami z dołu tabeli, a inaczej z mocarzami. W piątek ekipa Milicicia zagra w Zielonej Górze, schody się zaczęły.
Niedzielny mecz był spotkaniem zrywów, co rusz miały je oba zespoły. Turów najpierw zaliczył 11:0 w drugiej kwarcie. Zgorzelczanie wykorzystali fakt, że strefa 1-3-1, którą rozpoczął tę część Anwil, nie działała jeszcze dobrze. Trójki trafiali Michalak, Ikovlev i Bochno, goście wyszli na prowadzenie 31:22.
Anwil w pierwszej połowie popełnił aż 13 strat, ale w grze trzymała go skuteczność podkoszowych (10 punktów Sobina) oraz przewaga na tablicach. Trójka Łączyńskiego w ostatniej sekundzie pozwoliła zmniejszyć straty do 30:33, ale prawdziwy zryw Anwilu miał miejsce po przerwie.
Gospodarze mieli moment, który wygrali 10:0 – świetnie trafiał w nim Michał Chyliński, który po większości celnych rzutów znacząco patrzył się na Mathiasa Fischera, swojego byłego trenera z Telekom Bonn. W trzeciej kwarcie obudził się też zupełnie niewidoczny wcześniej Jaramaz, który mecz zaczął jako jedynka.
Anwil prowadził już 47:39, ale wtedy znów zerwali się goście. Lepsza obrona, kilka skutecznych akcji Mateusza Kostrzewskiego i Michalaka, nagle zrobiło się 53:48 dla zgorzelczan po fragmencie wygranym 14:1.
Ale Anwil dość szybko się przegrupował, obudził się Dmitriew, a potem nową jakość w swojej grze zaprezentował Tyler Haws, który nie forsował rzutów z dystansu, tylko agresywnie grał do kosza – po kilku wejściach Amerykanina i mocnej grze pod tablicami świetnego Sobina Anwil prowadził 62:54, notując w międzyczasie zryw 12:0.
Ale wtedy decydujący cios zadali Bochno z Michalakiem. Finałowy zryw Turowa 18:3 zdecydował. Hala Mistrzów zdobyta, to koniec serii Anwilu.
Pełne statystyki z meczu – TUTAJ.
Znasz się na koszu? – wygrywaj w zakładach! >>
Łukasz Cegliński