Podróż z Dallas do Bostonu upłynęła mi bez problemu. Praktycznie cały samolot był wypełniony kibicami Celtów, którzy liczyli na obejrzenie ceremonii wręczania pucharu już w Dallas. Porażką się jednak zbytnio nie przejęli. Niemal cały czas śpiewali piosenki o swoim klubie. Bardziej przypominało to fanów piłki nożnej niż NBA. To pokazuje, jak bardzo ci ludzie są zaangażowani we wspieranie swojego klubu.
Następnego dnia udałem się oczywiście na treningi. Obraz miasta był zupełnie inny niż w Dallas. Na każdym kroku było widać wsparcie dla swojego ukochanego klubu. Dosłownie wszędzie powiewały flagi, wisiały banery, a chyba połowa miasta była ubrana na zielono. W dniu meczu odwiedziłem moją ulubioną restaurację z owocami morza – Neptune’s Oyster Bar. Kilka lat temu, kiedy trafiłem tu z polecenia, zaprzyjaźniłem się z właścicielem Tomem. Okazało się, że jest wiernym fanem Celtics i ma karnet przez ponad 20 lat. Gdy go spotkałem na wejściu, zapytałem od razu, jak bardzo jest szczęśliwy, że będzie mógł wieczorem oglądać rywalizację o mistrzostwo. Jego odpowiedź mocno mnie zaskoczyła. Gdy tylko usłyszał pytanie, zapytał: „czy Ty sobie zdajesz sprawę, ile kosztują bilety na ten mecz? To Ci powiem. Najtańsze zaczynają się od 3000 dolarów. Jak wiesz, mam miejsca kilka rzędów za koszem. Byłem w stanie je sprzedać za ponad 36000 dolarów. Mecz obejrzę więc ze znajomymi w domu”. Oniemiałem. Fakty są jednak takie, że to najdroższe finały w dziejach i zaraz najdroższy mecz. Mając tak zaangażowaną bazę kibiców w sumie trudno się dziwić.
Gospodarze od samego początku zamierzali sprawić, żeby ten mecz był tym ostatnim. Szybko objęli prowadzenie 9:2. Hala eksplodowała z radości. Mavs nie zamierzali odpuszczać i sukcesywnie zmniejszali przewagę. Wystarczyła jednak chwila i Celtowie ponownie odskoczyli. Pierwszą kwartę wygrali 28:18.
W drugiej kwarcie zespół z Bostonu kontrolował sytuację na parkiecie, nie pozwalając gościom na zejście poniżej 10 punktów przewagi. Świetnie w tym fragmencie grał Jason Tatum. Goście próbowali walczyć, ale na każdy ich zryw gospodarze odpowiadali jakby ze zdwojoną siłą. Wszystko podsumował Payton Prichard, trafiając do kosza z połowy, równo z końcową syreną. Ostatecznie do przerwy Bostończycy prowadzili aż 67-46.
W trzeciej kwarcie gra toczyła się kosz za kosz. Dallas szarpało, starając się zmiejszać straty, ale Celtowie nie pozwalali na zbyt wiele. Kontrolowali wydarzenia na parkiecie, umiejętnie kontrolując tempo. Derrick White za swoje zaangażowanie zapłacił nawet… częścią uzębienia. Ostatecznie gospodarze mieli 19 punktów przewagi przed ostatnią częścią meczu.
W czwartej kwarcie niewiele się już zmieniło. Gospodarze wygrali 106-88 i mogli się cieszyć z rekordowego 18. mistrzostwa. MVP został wybrany Jaylen Brown. Hala oszalała ze szczęścia już na długo przed końcowym gwizdkiem. Kibicom było chyba mało meczów. Skandowali „kto jeszcze chce grać z Bostonem?!”.
Z Bostonu,
Łukasz Grabowski