Skreślani przez większość, byli o krok od awansu do finałów NBA i przerwania dominacji LeBrona Jamesa na Wschodzie. Bez dwóch największych gwiazd, z bardzo młodym składem, ale też bez kompleksów – Celtics, mimo porażki, mogą być bardzo zadowoleni z ubiegłego sezonu.
To są buty LeBrona Jamesa – możesz w nich zagrać! >>
Powiedzieć, że przekroczyli najśmielsze oczekiwania kibiców to jak nic nie powiedzieć. Pięć minut po rozpoczęciu sezonu, gdy Gordon Hayward tak niefortunnie upadł na parkiet w Cleveland, zdawało się, że ten sezon mogą już w Bostonie spisać na straty. Nic takiego się jednak nie stało.
Celtics wygrali 16 meczów z rzędu, długi czas zajmowali pierwsze miejsce na Wschodzie, a po drodze zaliczyli kilka wielkich zwycięstw i niesamowitych comebacków.
Świetnie w bostoński system wpasował się Kyrie Irving, a kolejny już rok znakomicie spisywała się bostońska defensywa prowadzona przez Ala Horforda. Obiecujące postępy robili również młodzi jak Jaylen Brown czy Jayson Tatum. Sezon nie był więc dla Celtów stracony, choć nikt na cuda nie liczył. Tym bardziej, gdy na kilka tygodni przed sezonem okazało się, że do Haywarda dołączy Irving i w fazie play-off nie zagra. Ale ten zespół po raz kolejny udowodnił, że ma charakter.
Słodko-gorzkie zakończenie rozgrywek
Potrzeba było dopiero 48 minut LeBrona Jamesa w meczu numer 7 finałów konferencji, aby Celtics odpadli. Potrzeba było meczu, w którym dał znać o sobie młody wiek bostońskich zawodników – w G7 tylko ten najmłodszy, Jayson Tatum, stanął na wysokości zadania, kiedy Jaylen Brown czy Terry Rozier na potęgę pudłowali zza łuku.
Celtowie po rozegraniu 101 meczów łącznie w sezonie regularnym i w fazie play-off zakończyli swój sezon, swoją piękną historię, która ich zdaniem powinna jeszcze trwać. W ostatnim spotkaniu w końcu wyglądali jak ta młoda drużyna, którą rzeczywiście byli.
Słaba ofensywa, wymuszone rzuty, brak doświadczenia. Zabrakło cierpliwości, zaufania do siebie nawzajem, czyli czegoś, co wcześniej tak długo niosło ich przez cały sezon. Czegoś, co sprawiało, że przy tej drużynie wierzyliśmy w niemożliwe, gdy dwóch najlepszych ofensywnie zawodników mogło wszystkiemu się tylko i wyłącznie przyglądać.
Ten ostatni mecz, spotkanie numer siedem, pokazało jednak wszystkim, dlaczego Kyrie Irving i Gordon Hayward są tak ważni dla Celtics i dlaczego ich obecność na parkiecie zrobiłaby kolosalną różnicę. Sęk w tym, że ta dwójka jest w zespole i już w przyszłym sezonie zaznaczy swoją obecność na parkiecie i będzie robić różnicę.
Celtics mogą więc z optymizmem patrzeć w przyszłość, mając za sobą słodko-gorzkie zakończenie sezonu. Słodkie, bo kontuzje kluczowych graczy otworzyły minuty dla młodych zawodników, a ci wykorzystali je w najlepszy możliwy sposób. Zdobyte tak doświadczenie z pewnością zaprocentuje w przyszłości.
Ale też jednak gorzkie, bo w Bostonie wierzą, że to oni – a nie po raz ósmy z rzędu James – mogliby teraz przygotowywać się do finałów NBA. Te były na wyciągnięcie ręki i ta stracona szansa z pewnością będzie jeszcze przez długi czas gryźć ten zespół. Z drugiej strony, tego typu rzeczy potrafią być też znakomitą motywacją do jeszcze cięższej pracy.
To dopiero początek!
Warto przypomnieć, że Celtowie już ten sezon regularny zaczęli w ustawieniu Irving-Brown-Hayward-Tatum-Horford. Ten trzon robi ogromne wrażenie, a jak doda się do tego jeszcze takich zmienników jak Terry Rozier, Marcus Smart czy Marcus Morris to z miejsca robi się faworyt do tytułu.
Danny Ainge po zakończonym sezonie stwierdził, że większych zmian w drużynie nie przewiduje – wolnymi agentami będą m.in. Smart czy Aron Baynes, ale właściciele Celtics są ponoć w stanie wydać sporo pieniędzy, aby tegoroczny skład utrzymać w miarę w całości. Nawet, jeśli mieliby przez to płacić podatek od luksusu.
Wszystko dlatego, że ta tegoroczna drużyna – raz jeszcze: bez swoich dwóch największych gwiazd – pokazała ogromną odporność na problemy, wielki charakter i serce do gry. Przez cały sezon, to sami zawodnicy wierzyli w siebie najbardziej i udowodnili, że ta wiara potrafi zanieść ich bardzo daleko. Porażka w meczu numer siedem, będąc tak blisko awansu do finału, z pewnością jeszcze przez długi czas będzie się wielu graczom śnić po nocach.
Ale też całe te rozgrywki, zakończone dopiero po 101 spotkaniach, będą czymś, do czego Celtics spokojnie powrócą pamięcią i z dumą o tym wszystkim pomyślą. Dla nich to zresztą dopiero początek.
Tomek Kordylewski
Buty UNDER ARMOUR CURRY 5 – prawdziwy hit! >>