Brandon Ingram w swoim 3. sezonie nie zrobił oczekiwanego skoku i kontynuuje wyboistą przygodę w NBA. Czego brakuje młodemu zawodnikowi Los Angeles Lakers?

Nike Kyrie 5 “Bred” – w takich butach się teraz gra! >>
Trudno mieć za złe New Orleans Pelicans, że zdecydowali się przeczekać z transferem Anthony’ego Davisa do lata. Najlepsi zawodnicy w wymianie – Jayson Tatum i przede wszystkim być może Zion Williamson – mogą być dostępni dopiero po sezonie. Przy oddaniu tak dobrego gracza trudno nie okazać się na koniec stratnym, więc warto wyciągnąć choć jeden element, który można by było uznać za mniej lub bardziej pewny na przyszłość – kogoś na kim w jakimś stopniu dałoby się oprzeć budowę zespołu.
Jest różnica między zawodnikiem dobrym, bardzo dobrym i tym z absolutnego topu. Mimo szerokiej oferty Los Angeles Lakers młodzi gracze, których Magic Johnson oferował Pelicans za Davisa w najlepszym, optymistycznym, przypadku wpisywali się w status „dobry”. Nie znaczy to, że poszczególni zawodnicy z tej propozycji byli koniecznie źli – po prostu mogli nie być tak dobrzy jak ta jedna część, przez którą Pels zdecydowali się czekać (co mówiłoby więcej o Lakers jako samej organizacji, ich decyzjach i umiejętności rozwoju swojego personelu – LAL mieli cztery wybory w top-7 draftu od 2014 roku).
Nie znaczy to też, że z czasem nie mogą się rozwinąć. Wciąż w tych młodych graczach drzemie mniejszy lub większy potencjał. I mając to na uwadze, przyjrzyjmy się trzem istotnym aspektom z gry Brandona Ingrama, najbardziej frapującego zawodnika z wymiany, do której ostatecznie nie doszło.
1) Dostawanie się do kosza
Ingram najlepiej spisuje się w sytuacjach, w których pozostaje agresywny i decyduje się na atakowanie obręczy. Duża część rzutów obwodowego Lakers pochodzi spod kosza (42%) i dodatkowo ten jest jednym z najlepszych graczy na swojej pozycji w wymuszaniu fauli – niemal 16% wszystkich rzutów Ingrama skończyło się faulem na nim. Z każdym rokiem minimalnie poprawiał swoją skuteczność pod koszem. Zatem jeżeli Ingram jest w stanie na koźle zrobić coś takiego…
… to dlaczego decyduje się także na takie rzuty?
Nie chodzi o to, że rzut z półdystansu będzie koniecznie złym zakończeniem akcji. 47% wszystkich prób 21-latka pochodzi właśnie z mid-range – w tym 21% z tego dalekiego – i Ingram jest w stanie zamieniać je na punkty na całkiem solidnym % (42% – w tym 44% dwójek po koźle). Kwestia leży w tym, że frustrujące mogą być sytuacje, w których wiemy, że dany zawodnik jest w stanie wykonywać pewne rzeczy na określonym poziomie, lecz z jakichś przyczyn decyduje się tego nie robić i zadowala się jedynie półśrodkami.
W jakimś stopniu byłaby to historia Ingrama w NBA. Ten – mimo braku rzutu za 3 po koźle – jest w stanie wywierać presję na rywalu i zdobywać punkty z pewniejszych pozycji pod obręczą, ale za często poprzestaje na kontestowanym rzucie z półdystansu, po którym ma znacznie mniejsze szanse na znalezienie faulu.
Nie jest też na tyle efektywny, by taka gra przynosiła wiele korzyści dla drużyny. Lakers z Ingramem na parkiecie zdobywają mniej punktów i psuje się nieco selekcja rzutowa zespołu. Wprawdzie pojawia się więcej prób spod obręczy, ale % jest jeszcze więcej rzutów z półdystansu i w związku z brakiem respektowanego rzutu za 3 u Ingrama, mniej trójek.
2) Rozegranie
Ingram dysponuje na tyle komfortowym kozłem, że Luke Walton nie boi umieszczać się swojego podopiecznego w pick and rollach, w których testowany jest jako rozgrywający. Efekt pozostaje różny. Po przyjściu LeBrona Jamesa do LA – co oczywiste – spadł % asyst notowanych przez Ingrama, choć nawet w poprzednich rozgrywkach, gdy asystował przy 17,8% rzutów kolegów (teraz niecałe 13,5%), trudno było powiedzieć, by ten dysponował jakimś wyróżniającym się czytaniem gry.
Sporo z tych kończących podań wynikało głównie z faktu, że Ingram miał często piłkę w rękach i raczej były to dogrania wynikające z przebiegu akcji. Jego rozegranie sprowadza się trochę do tego, że potrafi rozrzucić piłkę do ścinającego centra czy znaleźć rozciągającego grę kolegę, ale raczej nie należy spodziewać się wielkich fajerwerków. W parze wraz z mniejszą rolą na piłce w dół nie poszły straty, które wciąż utrzymują się na podobnym poziomie co w poprzednich rozgrywkach i nadal pojawia się sporo nieudanych podań.
Niemniej widać przebłyski poprawy decyzyjności. Mogą podobać się sytuacje, w których Ingram nie szuka rzutu z półdystansu, a krótkim podaniem lub kolejną zasłoną próbuje znaleźć ścieżkę do obręczy. Jeżeli tam nie będzie dobrej pozycji do oddania rzutu, to nie musi na siłę szukać samodzielnego wykończenia – czasami warto spróbować wykorzystać luki pozostawione przez rywala, poprzez rozrzucenie piłki do lepiej ustawionego kolegi.
Ważne by swoją grą tworzył, a później odnajdywał, kreowane przewagi w ataku i cały czas wywierał presję na obronie. Bez respektowanego rzutu za 3, to najlepsza rzecz jaką może robić w ofensywie.
3) Obrona
– Nie będę kłamał, tacy zawodnicy w defensywie są zupełnie niespotykani – komplementował swojego rywala Kyrie Irving po meczu, w którym był broniony przez Ingrama w niemal 47% wszystkich posiadań. – Linie do wjazdu, które widzę przeciwko większości drużyn, tym razem były całkowicie zablokowane – dodał rozgrywający Celtics, który trafił tylko 3 z 9 oddanych rzutów, gdy był pilnowany przez obwodowego Lakers.
Ingram dysponuje 221-centymetrowym zasięgiem ramion i o takich posiadaniach zapewne mówił Irving, chwaląc swojego przeciwnika.
21-latek jest długi, szybki i potrafi znaleźć się w odpowiednim miejscu w obronie, choć niekiedy brakuje mu lepszych instynktów, aby robić większą różnicę. Jego liczby dotyczące przechwytów, bloków i zbiórek nie zachwycają. Pewien niepokój może wzbudzać także zaangażowanie – to wprawdzie nie jest złe, ale mogłoby być lepsze. Jak choćby na poniższym przykładzie, gdzie Ingram powoli wraca w kontrze do obrony i łatwo daje się ograć Klayowi Thompsonowi.
Oglądając Ingrama w obronie, łatwo dostrzec jak często decyduje się na przejście pod zasłoną, zwolnienie tempa, czy nonszalanckie podejście. Mam wrażenie, że obwodowy Lakers niekiedy wybiera drogi na skróty, bo wie, że przy takim zasięgu ramion wiele rzeczy ujdzie mu na sucho. Jest to o tyle kłopotliwe, że ten naprawdę ma warunki, by stać się bardzo dobrym obrońcą – indywidualnym i z pomocy – ale bez większego zaangażowania pewnego pułapu nie będzie dało się przeskoczyć.
Ewentualną przyczyną może być również świadomość bycia proponowanym w wymianach, lecz nawet wcześniej – już w Duke – zdarzały się posiadania, gdy wyłączał się z akcji w defensywie.
***
Zawodników solidnych, dobrych i bardzo dobrych odróżnia także regularność – powtarzalność realizowania rzeczy, które dany gracz w mniejszym wymiarze jest w stanie wykonywać. Stabilizacja u Ingrama byłaby ogromnym krokiem. Dodanie kolejnych elementów – jak poprawienie catch&shoot trójki – jeszcze większym.
Ingram jest jeszcze młody. Przed startem przyszłych rozgrywek skończy dopiero 22 lata. Niestety rzadko się zdarza, by zawodnicy, u których jest wiele znaków zapytania potrafili ułożyć swoją grę w jedną całość i stać się graczem, którego byśmy po nich oczekiwali. Niekiedy czas pomaga. Warto jednak zastanowić się ilu koszykarzy, o których często mówimy, że jedynie brakuje im rzutu, faktycznie rozwija swój rzut na tyle, aby wskoczyć na poziom wyżej.
Nieco podobnie ma się sprawa z Ingramem. Wizja zawodnika może się podobać – ostateczny efekt wymaga wielu szlifów.
Łukasz Woźny, @l_wozny, Podcast Autora znajdziesz TUTAJ >>
Nike Kyrie 5 “Bred” – w takich butach się teraz gra! >>