Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 500 i 50 zł na start. Sprawdź! >>
Z meczu na mecz Giannis Antetokounmpo stara się grać bliżej obręczy, bo tam czuje się najlepiej i tam jest najbardziej efektywny. W czwartkowym meczu numer sześć nie oddał ani jednego rzutu za trzy punkty, a przez większość spotkania grał bardzo agresywnie do kosza. Bucks nie mogli sobie pozwolić na żaden błąd, bo stanęli pod ścianą – porażka w Milwaukee oznaczałaby koniec sezonu.
W związku z tym drużyna gospodarzy od początku meczu starała się zdominować rywala, a trener Mike Bundeholzer wystawił do boju w zasadzie tylko najlepsze działa, bo korzystał z 6-osobowej rotacji. Świetnie spisali się przede wszystkim Giannis (30 punktów, 17 zbiórek), Khris Middleton (38 punktów) oraz Jrue Holiday (21 punktów), którzy wspólnie zdobyli 89 oczek, czyli tyle samo co Nets.
Kluczowa okazała się czwarta kwarta, w której to ekipa z Milwaukee na dobre odskoczyła rywalowi, zdobywając w pewnym momencie aż 14 punktów z rzędu. Dzięki temu pod koniec spotkania na parkiecie mogły pojawić się rezerwy, co oznaczało chwilę wytchnienia dla gwiazd obu zespołów. Bucks wyglądali świetnie w szybkich atakach, wygrywając w tym względzie 26-4.
Nets z kolei nie potrafili tym razem znaleźć swojego rytmu, a Steve Nash – szkoleniowiec nowojorskiego zespołu – stwierdził po meczu, że jego drużynie zabrakło w tym spotkaniu przede wszystkim energii. „Nie był to nasz najlepszy mecz. Teraz liczy się jednak tylko to, w jaki sposób odpowiemy” – dodał Kanadyjczyk, dla którego to pierwszy sezon w roli trenera.
Przed nim także pierwszy w karierze mecz numer siedem, do którego dojdzie w sobotni wieczór na Brooklynie. Wszystko wskazuje na to, że Nets będą musieli do tego starcia podejść znów bez Kyrie Irvinga. Dobra wiadomość jest więc taka, że dużo lepiej wyglądał w czwartek James Harden – już do przerwy zdobył 14 ze swoich 16 oczek, a do tego dodał siedem asyst i cztery przechwyty.
W tej chwili trudno jednak wskazać na faworyta do awansu do kolejnej rundy. O tym, kto wygra, mogą zadecydować detale – tak jak to z reguły bywa w meczach numer siedem, które rządzą się swoimi prawami i często mają niespodziewanych bohaterów. Jedno jest jednak pewne: ktokolwiek w sobotę odpadnie z rywalizacji, będzie to dla tego zespołu ogromne rozczarowanie.
Tomek Kordylewski