PRAISE THE WEAR

Bucks zdetronizowani, Grant na Williamsowym tronie

Bucks zdetronizowani, Grant na Williamsowym tronie

Gdy wpiszesz w Google hasło „Williams Celtics” wciąż w wynikach wyszukiwania wyskoczy ci podobizna Roberta Williamsa III. Tymczasem to Grant Williams jest wcale nie tak cichym bohaterem kibiców w Bostonie. Nie tylko za 27 punktów w wygranym 109:81 meczu numer 7.
Grant Williams / fot. wikimedia commons

Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 1300 i do 200 zł na start. Sprawdź! >>

Celtics po raz trzeci w pięcioletniej już erze Jaysona Tatuma (23 punkty, 8 zbiórek i 6 asyst w G7) zagrają w finale Wschodu. Tym razem sukces to niesamowity – wespół zespół zatrzymali będącego w swoim absolutnym prime Giannisa. 

W ostatnim meczu serii najbardziej dominującej postaci obecnej NBA odebrali chęć do walki i wiarę w możliwość osiągnięcia sukcesu. Wgnietli Bucks w ziemię. Większą fizycznością i większym potencjałem ofensywnym. Po prostu. 

Giannis (w niedzielę 25 punktów, 20 zbiórek i 9 asyst) został pierwszym graczem w historii NBA z dorobkiem 200 punktów, 100 zbiorek i 50 asyst uzyskanych w jednej serii play-off, ale na końcu wyglądał jak ten Syzyf po entej próbie wtoczenia kamienia na górę. Brak Khrisa Middletona był dla niego jak polanie syzyfowych rąk oliwką do masażu. 

Po prostu się nie dało. 

Generalizując do kwadratu na podstawie jednostkowego przypadku: kibice Celtics to dość osobliwa grupa ludzi. Znam jednego wyjątkowo oddanego. 

– Musimy koniecznie postawić Roberta Williamsa III na nogi, bez niego nic z tego nie będzie – narzekał u progu play-off. 

Moje insynuacje, że ta kontuzja może okazać się dla Celtics zbawienna, bo z Williamsów będących w składzie lepszy jest ten drugi – Grant – przyjął z milczącą rezerwą. 

Ale czego spodziewać się po człowieku, który trzy lata temu twierdził, że „bez Irvinga Celtics nie mają przyszłości”?

Oj tak, emocjonalne zaangażowanie zazwyczaj odbiera rozum. Żeby nie było: nie tylko kibicom Celtics. Niżej podpisany, jako oddany sympatyk Blazers, był w 2016 roku szczęśliwy, gdy Blazers podpisywali kontrakt z Evanem Turnerem. Pal licho, że głównie dlatego, iż alternatywą była jeszcze wyższa umowa z Chandlerem Parsonsem.

Wracając do meritum i Granta Williamsa. Imponująca eksplozja! Już nawet nie chodzi o te 27 punktów – najwięcej w drużynie – w wygranym meczu nr 7 z ustępującymi mistrzami NBA. 

Nawet nie o średnio aż 32 minuty gry w serii z Bucks spowodowane tym, że to właśnie grając przeciwko „temu drugiemu Williamsowi” Giannis miał zazwyczaj najbardziej pod swoją syzyfową górkę.

Bardziej chodzi o to, że nagle – bo przecież jeszcze w styczniu Grant kończył mecze ze średnim dorobkiem 5 punktów i 3 zbiórek – PJ Tucker ma godnego siebie następcę. Miło będzie obu panów pooglądać w tych porywających rolach trzecioplanowych, gdy oczy wszystkich będą w finale Wschodu zwrócone na Tatuma, Browna, Butlera czy Adebayo. 

Kamery po siódmym meczu w Bostonie nie kłamały. Zgadnijcie z kim pierwszym z rywali niedźwiedzia strzelił po wczorajszym meczu Giannis. I co z tego, że to „ten drugi Williams” pierwszy zrobił w jego kierunku krok? Wyjątkowo solidnie sobie na przywilej wykonania go podczas zakończonej serii zasłużył. 

Robert Williams III ma podpisany z Celtics kontrakt na 48 milionów dolarów za kolejne cztery lata gry. Z kolanami nie ma żartów. Robert Williams III powinien obecnie spokojnie się leczyć. Kibice Celtics, mówi to wam wieloletni kibic Blazers, który pamięta, jak Brandon Roy w wieku 25 lat kończył karierę.

Nie ma za co.

Michał Tomasik 

Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 1300 i do 200 zł na start. Sprawdź! >>

Autor wpisu:

POLECANE

tagi

Aktualności

16 lat i… koniec. Tyle musieli czekać kibice z Bostonu na kolejne mistrzostwo swojej ukochanej drużyny. Dokładnie w tym dniu w 2008 roku Celtics zdobyli swoje ostatnie mistrzostwo. Przyznać trzeba jednak, że tym razem zrobili to w wielkim stylu, ponosząc w tych Playoffs tylko trzy porażki. Finał z Dallas, który miał być bardzo zacięty, skończył się tak zwanym „gentleman sweep”, czyli 4:1.
18 / 06 / 2024 12:31
– Koszykówka to moja ucieczka od codzienności – przyznaje koszykarz Mateusz Bręk, u którego sukcesy sportowe w ostatnim czasie przeplatały się z trudnymi doświadczeniami poza parkietem. Kogo dziś widzi? – Po prostu chyba szczęśliwego człowieka, który cieszy się tym, że mógł spotkać się w kawiarni i porozmawiać o życiu – odparł, dodając później, że rozmowa ta była pewnego rodzaju formą terapii.

Zapisz się do newslettera

Bądź na bieżąco z wynikami i newsami