PZBUK! Bonus powitalny 500 zł na start – podwajamy pierwszy depozyt!
W pierwszej połowie w Burgos zobaczyliśmy (niestety) Anwil z poprzednich meczów. Po pierwsze, zbyt słabo broniący indywidualnie. Kilka razy zostawiony bez opieki na obwodzie Thaddus McFadden natychmiast skorzystał z zaproszeń i zaczął mecz od 4 celnych trójek z rzędu, a Hiszpanie prowadzili 27:20 po 1. kwarcie.
Z dystansu wprawdzie trafiali też Lido, Simon i Sokołowski, ale drugim z problemów zespołu z Włocławka był nadmiar indywidualnej gry. Broniący pod koszem Burgos, Augusto Lima i Earl Clark, byli bowiem zaporą nie do przebycia, więc przewaga gospodarzy sukcesywnie rosła. Tym bardziej, że Anwil (co także mu się często zdarza) zostawiał na czystych pozycjach strzelców w rogach boiska.
Do przerwy wyraźnie lepsi gospodarze prowadzili 50:39.
Anwil poprawił grę w ofensywie, więcej już było zespołowości. Pojedynki z obrońcami raz za razem wygrywał (najlepszy w Anwilu, 24 pkt.) Tony Wroten, w ataku przydatny był również Rolands Freimanis. Straty nie udało się jednak zmniejszyć, ponieważ nie udawało się zatrzymać graczy Burgos w obronie. Brakowało też jakichkolwiek atutów pod samym koszem, aby zdjąć trochę ciężar z obwodu. Po 30 minutach zrobiło się już aż 77:60 dla gospodarzy i było praktycznie po meczu.
Anwil próbował do końca z różnymi rodzajami defensywy, ale Hiszpanie byli po prostu zespołem wyraźnie silniejszym – lepiej zorganizowanym i posiadającym więcej talentu. Ich wygrana nie była ani przez moment zagrożona, a polski zespół w ostatniej kwarcie był już kompletnie bezradny.
Anwil zaczyna zatem tegoroczną Ligę Mistrzów od bilansu 0-2 i dwóch bardzo nieudanych występów. Za tydzień polski zespół we Włocławku zmierzy się z francuskim Pau Orthez.
Pełne statystyki z meczu TUTAJ >>
TS