fot. Andrzej Romański / plk.pl
W poniedziałek w Orlen Basket Lidze zamknęło się tzw. okienko transferowe, hitem tego dnia okazało się odejście Kacpra Gordona z Arki i wypożyczenie do tego klubu doświadczonego Filipa Matczaka.
Przed startem rozgrywek trenerem gdyńskiego klubu został Wojciech Bychawski, związany w przeszłości z krakowskim pierwszoligowym AZS-em AGH i młodzieżową koszykówką. Trener Bychawski dwa lata temu awansował z Kosz Kadrą U17 do ćwierćfinału Mistrzostw Świata w Hiszpanii. W tamtym zespole prym wiedli Szymon Nowicki i Jakub Szumert – jedni z najlepszych w swoim roczniku. Po udanym mundialu Szymon przeniósł się na rok do słynnego Realu Madryt, z kolei Kuba grał na co dzień w 2. lidze – w Enerdze Basket Warszawa. W drużynie był też podpatrujący starszych o rok kolegów Mateusz Orłowski, z którym trener Bychawski pracował w AGH.
W minionym sezonie w 1. lidze ustanowiono przepis o “młodzieżowcu”. Cudzysłów zasadny, bowiem tym mianem w tej klasie rozgrywkowej określono polskich zawodników U23. Stąd też mieliśmy zarówno entuzjastów, jak i krytyków przepisu, który stanowi, że jeden polski gracz U23 musi non stop przebywać na parkiecie. Zwolennicy wskazywali, że w Polsce nie ma aż tylu odpowiednich zawodników U20 (faktycznie młodzieżowców), którzy mogliby zasilić z powodzeniem (słowo klucz) pierwszoligowe kluby. Natomiast krytycy uważali, że każdy utalentowany zawodnik – niezależnie od daty urodzenia – winien sobie wywalczyć miejsce w zespole.
W Polsce talenty nie rodzą się co miesiąc, jak choćby na Bałkanach. Często czytam uwagi w kontekście szkolenia, ale warto zwrócić uwagę, że nasi trenerzy “też odrabiają lekcję” – mamy wszak od lat przypływ zagranicznej myśli szkoleniowej, również w klubach młodzieżowych (przykład – Energa GAK Gdynia).
Wracając do trenera Bychawskiego i minionego sezonu w Krakowie, otóż postanowił on “zbudować” 16-letniego wówczas Orłowskiego, dając mu średnio 7 minut na mecz (Mateusz wystąpił w 21 spotkaniach). Przypomnę, że trener miał w składzie utalentowanych “starszych młodzieżowców” (Szmit, Sobiech, Lis i Szymański). A jednak zaryzykował. W tamtej drużynie minuty dostawali też inni młodzi (Śmiglak, Leśniak), stąd 14. miejsce na koniec sezonu należało uznać za sukces.
A obecna kampania? Słynnemu już gdyńskiemu “projektowi”, w którym trzon zespołu mieli stanowić Polacy (głównie na dorobku), swoją twarz dał właśnie trener Bychawski. Dla mnie romantyczny bohater, który z jednej strony spełniał swoje marzenia o poprowadzeniu ekstraklasowej drużyny, z drugiej – w swoim “trenerskim DNA” myślał o rozwoju młodych polskich graczy. Do Krajowej Grupy Spożywczej Arki Gdynia przyszli przede wszystkim wspomniany wcześniej Jakub Szumert oraz rok starszy młodzieżowy MVP 1. ligi Maksymilian Wilczek.
Doszedł też Maciej Nagel, który wraz z Kubą i trenerem Bychawskim w zeszłoroczne wakacje repzerentował Polskę na nieudanym dla nas EuroBaskecie U18 w Serbii. Z Legii przyszli Szymon Kołakowski (rocznik 2003) i bardzo dobry strzelec Grzegorz Kamiński (rocznik 2000), który 3 lata wcześniej zdobywał z Arką Młodzieżowe Mistrzowstwo Polski U20 – zostając MVP katowickiego turnieju. Dalej – w zespole zostali Kacper Marchewka (rocznik 2002) i środkowy Adrian Bogucki (rocznik 1999). Skład wzmocnili byli młodzieżowi reprezentanci Polski z rocznika 2002 tj. Kacper Gordon po bardzo dobrym sezonie w Toruniu (średnio 16 minut na mecz) i wracajacy z Włoch Nikodem Czoska. Gwiazdami zespołu zostali ukształtowany koszykarsko w Hiszpanii Andrzej Pluta Jr (rocznik 2000), który miał za sobą świetny gliwicki turniej prekwalifiacyjny do Igrzysk Olimpijskich oraz wracajacy “na chwilę” do Gdyni reprezentant Polski Przemysław Żołnierewicz (rocznik 1995).
Oczywistym jest, że taki młody skład musiał mieć wsparcie weterana – stąd opoką dla młodych zawodników został legendarny Adam Hrycaniuk. Ten sam model trener Bychawski stosował w Krakowie, gdzie Paweł Zmarlak był mentorem dla Orłowskiego i pozostałych. Jedynym obcokrajowcem Arki został Serb Stefan Kenić (rocznik 1997), który znał już naszą ligę.
Oczywistym jest, że ów “surowy projekt” podlegał badaniom tzn. nikt nie zakładał, że w silnej fizycznie Orlen Basket Lidze, w której zespoły mogą mieć w składzie nawet 6 obcokrajowców, gdyński klub będzie odnosił wielkie sukcesy. Należało znaleźć “złoty środek” – grać pomysłowo i skutecznie, wykorzystując polskich utalentowanych graczy.
Czy to się udało? Wszak sezon trwa – ale możne odpowiedzieć: i tak, i nie. Wygranym bez wątpienia jest kadrowicz Pluta Jr. Gdyby nie kontuzja w trakcie rozgrywek, miałby zapewne jeszcze lepsze statystyki indywidualne. Dostaje 33 minuty na mecz i notuje 17,4 punktu, mając pond 40% z gry. W bieżącej kampanii oddał już 269 rzutów z gry, a ponownie przypomnę – cztery spotkania Arki pauzował. W minionych sezonach w Bydgoszczy (30 spotkań) i Sopocie (33 spotkania) oddał odpowiednio 231 i 232 rzuty z gry.
Kolejnym zadowolonym może być najmłodszy w zespole 18-latek Jakub Szumert, który dostaje ponad 16 minut na mecz. Oczywistym jest, że “swoje” grają pożądani przez inne kluby ekstraklasy – Bogucki i Kamiński. Wspomniany na początku Kacper Gordon zagrał w 23 spotkaniach i dostawał średnio ponad 14 minut, aczkolwiek w ostatnim czasie grał mniej niż na początku sezonu. Z kolei młody Wilczek dostaje ponad 11 minut, a Kacper Marchewka, który stracił cały zeszły sezon, około 10 minut.
Ekstraklasa jednak weryfikuje możliwości i podejście do tematu (stąd “projekt podlega badaniom”). Panowie Czoska, Nagel i Kołakowski musieli poszukać minut w drugoligowej AMF Flocie Gdynia, z kolei trener Bychawski przywrócił do składu weterana Barłomieja Wołoszyna. Ponadto klub podpisał dwóch Amerykanów – znanego w lidze obwodowego Alforda i silnego podkoszowego LeDay`a. Na tym etapie sezonu wszyscy zdaje się jesteśmy mądrzejsi. Mam świadomość, że nie da się zbudować w ekstraklasie polskiego młodego zespołu, który z powodzeniem będzie się bił o najwyższe miejsca. Nie da się też go stworzyć, licząc na akceptację miejscowych kibiców koszykówki, którzy przede wszystkim na względzie mają sukces ukochanego klubu. Kwestia rozwoju młodego polskiego zawodnika interesuje niewielu lokalnych fanów, co dało się odczuć przeglądając fora klubowe.
Odejście Kacpra Gordona do warszawskiej Legii, gdzie o minuty wcale łatwiej nie będzie, pokazuje, że projekt ewoluuje. Może dziś projektem powinniśmy określać pojedyncze progresy polskich młodych zawodników w poszczególnych klubach?
Dla kontrastu – dwa kluby z województwa śląskiego. MKS Dąbrowa Górnicza z młodym hiszpańskim trenerem u steru w trakcie sezonu “przygarnął” z Sopotu Błażeja Kulikowskiego (rocznik 2001), który trzy lata wcześniej starł się w finale wspomnianych Młodzieżowych Mistrzostw Polski U20 w Katowicach z Grzegorzem Kamińskim. Błażej był pierwszą strzelbą młodego Trefla, potem uzupełniał skład ekstraklasowych Czarnych Słupsk, następnie wrócił do Sopotu, gdzie miał udaną końcówkę zeszłego sezonu. W bieżącej kampanii jednak spore ambicje Trefla spowodowały, że młody utalentowany gracz zadomowił się na ławce rezerwowych. Wypożyczony do MKS-u spotkał trenera, który kazał mu szlifować umiejętności strzeleckie, nagradzając brawami. A gdy zawodnik oddawał rzut z wolnej pozycji, to nie karał go “ściaganiem” na ławkę po niepowodzeniu. Serce rośnie, gdy oglądasz zawodnika w ostatnim meczu ze Stalą, w którym na początku 4. kwarty trafia trzy trójki z rzędu. W tym sezonie Kulikowski oddał dla MKS-u 62 rzuty zza łuku i ma rewelacyjną skuteczność – 43,5%. Dodam, że dostaje od trenera Balibrei ponad 22 minuty na mecz.
Z kolei Tauron GTK Gliwice – klub ze świetną akademią młodzieżową – trzy lata temu wygrywał Młodzieżowe Mistrzostwo Polski U19. Z tamtej grużyny trenera Bartosza nie ma w obecnym składzie ekstraklasowego GTK żadnego zawodnika. Młodzieżowy reprezentant Polski Aleksander Busz (rocznik 2004) zasilił GTK już po tym sukcesie. Przed sezonem usłyszałem od jednego z decydentów gliwckiego klubu, że w tym sezonie “będą Busza budować”. Owszem Olek dostaje ponad 10 minut na mecz, ale wobec walki o utrzymanie GTK młody zawodnik poszedł ostatnio w odstawkę (w lutym i marcu gra po kilka minut i nie oddaje rzutów). To pokazuje, że kluby walczące o ligowy byt (Arka, GTK) muszą przede wszystkim polegać na obcokrajowcach bądź doświadczonych rodzimych graczach – niż na młodych talentach, co specjalnie nie dziwi. Są tak naprawdę zakładnikami przepisów ligowych.
Niedawno gliwicka młodzież ponownie wywalczyła Młodzieżowe Mistrzostwo Polski U19, a panowie z rocznika 2006: Gusławski, Jopek i Poradzki (MVP gdyńskiego turnieju) są w składzie ekstraklasowego GTK, gdzie dwaj pierwsi mieli już epizod. Na co dzień gliwicka młodzież gra w drugoligowych rezerwach GTK, a ja jestem ciekaw gdzie za trzy lata będzie wspomniany tercet? Czy ktoś z nich zrobi ekstraklasową karierę?
Czy robi ją Aleksander Wiśniewski (2003) i Mikołaj Adamczak (2002), którzy trzy lata temu zdobywali z GTK złoty medal, a dziś w Śląsku Wrocław są na końcu ławki rezerwowych?
Reasumując – dziś “ekstraklasowym projektem” powinniśmy określać organizacje, które promują utalentowanych młodych polskich zawodników – jak np. Arka czy MKS. A jeśli chcemy prawdziwego projektu – powinniśmy go przedefiniować.
W ostatnią niedzielę byłem na pierwszoligowym meczu w Katowicach, gdzie miejscowy Mickiewicz grał z rewelacyjnymi w tym sezonie rezerwami Śląska Wrocław. Przed sezonem wydawało się, że gwiazdą młodego Ślaska będzie wracający z Hiszpanii Szymon Nowicki, ale jest nią amerykański combo Jamonda Bryant Jr – najlepszy strzelec 1. ligi. Śląsk Wrocław to jedyny klub w Polsce, który ma zespoły w każdej klasie rozgrywkowej. W ostatnich latach prawdziwą perłą okazał się Aleksander Dziewa, który robi karierę, a wcześniej grał w pierwszoligowym Śląsku. Śląsk w CV ma także Kacper Gordon – to chyba ostatni rozgrywający, który opuścił akademię Śląska i gra w ekstraklasie. Kolejnych może na razie nie być, bo Bryant Jr jest kreatorem pierwszoligowego Śląska.
Dlatego warto przemyśleć temat i stworzyć prawdziwy projekt w 1. lidze. Wprawdzie są tam kluby promujące młodzież (WKK Wrocław, Basket Poznań), ale tu chodzi o klub, który zagra sezon najlepszymi polskimi młodzieżowcami, dla których w tym momencie przygody z basketem ekstraklasa to za wysokie progi. Przecież rozgrywki pierwszoligowe prowadzi PZKosz – stąd z wdrożeniem pomysłu nie powinno być problemu. Taki zespół mógłby kształtować utalentowaną polską młodzież, która zdaje się zauważać, że poziom 1. ligi znacząco się porawił. Przykładem – młodzieżowy reprezentant Polski Mateusz Samiec, który rozpoczął sezon w zespole mistrza Polski ze Szczecina, by w trakcie trafić do tyskiego GKS-u – jedynego pierwszoligowego klubu, który nie zatrudnił obcokrajowca. Mateusz roztropnie postąpił – gra u trenera Jagiełki, u którego każdy młody corocznie notuje progres.
Wspomniany pierwszoligowy zespół pod nadzorem PZKosz – podobny do związkowego drugoligowego z Władysławowa – aczkolwiek w pełni zawodowy, mógłby poprowadzić pasjonat, który dał już świadectwo. Na przykład wspomniany trener Wojciech Bychawski.
Autor tekstu: Tomasz Komosa