
fot. Andrzej Romański / plk.pl
Jeśli małe dziecko nauczylibyśmy liczyć do jednego, to samodzielnie potrafiłoby wskazać, ile meczów w barwach Śląska zaliczył Frankie Ferrari. Dokładnie 15 października Amerykanin został ogłoszony nowym zawodnikiem WKS-u. Zdążył przywitać się z kibicami poprzez krótki filmik i spędzić 28 minut na parkiecie podczas starcia z Anwilem we Włocławku. Koniec historii.
Już we wtorkowy poranek, a więc zaledwie kilkadziesiąt godzin po zakończeniu tego spotkania, zaczęły do nas docierać informacje o ewentualnym rozstaniu (?) na linii klub – zawodnik. Brzmiało to absurdalnie. Przyleciał, wystąpił w jednym meczu i… wyleciał. Minęła chwila, a klub potwierdził tę informację w specjalnym oświadczeniu.
Komunikat klubu WKS Śląsk Wrocław: Frankie Ferrari
— WKS Śląsk Wrocław – koszykówka (@WKS_SlaskBasket) October 24, 2023
▶️ https://t.co/olGf9iJMUD#plkpl pic.twitter.com/oIIVeRb1mw
Dowiedzieliśmy się, że Amerykanin nie pojawił się na poniedziałkowym treningu, a władze klubu i sztab szkoleniowy poinformował, że zmęczyła go koszykówka. Wrocławianie podkreślają, że nie dali podstaw, by zawodnik zdecydował się na taki ruch. To jego decyzja.
Co dalej? Wicemistrzowie Polski zapewne będą starali się o uzyskanie finansowej rekompensaty, trudno spodziewać się innych działań. Tym bardziej że problem na pozycji numer jeden znów stał się aktualny, czemu Śląsk musi przeciwdziałać.
Szczególnie “zastanawiający” jest jednak powód odejścia. Zakończenie przygody z koszykówką? Kiedyś już o tym słyszeliśmy z jego ust. Niemal identyczny numer wykręcił w przeszłości niemieckiemu Bambergowi. Od tego momentu minęły nieco ponad dwa lata. Jak widać – Ferrari upodobał sobie październik.
Frankie Ferrari has asked Brose Bamberg to break the contract and has decided to retire from basketball for health reasons, the German team announced
— Emiliano Carchia (@Carchia) October 9, 2021
Jeśli jednak faktycznie jest tak, że Amerykanin dopiero po niedzielnym meczu stwierdził, że koszykówka już nie jest dla niego, to zrobił to dość lekceważąco. W końcu na chwilę stał się częścią klubu, który chce ponownie sięgnąć po mistrzostwo Polski, a nie uczestniczy w lidze amatorskiej. Z kolei jeśli Ferrari znów zatęskni za rywalizacją i wznowi przygodę z zawodowym sportem, to nie zazdrościmy jego następnemu pracodawcy.