Carmelo Anthony był, jest i pozostanie jedną z najbardziej polaryzujących postaci w historii NBA. Dla jednych to przereklamowany „ball hog” grający dla statystyk i pieniędzy. Dla innych – autor najlepszego jab stepu w dziejach ligi, ofensywny artysta, który zawsze szedł swoją drogą.
W 2025 roku, gdy jego nazwisko wybrzmiało wśród najnowszych członków Galerii Sławy, polscy czytelnicy dzięki wydawnictwu SQN mogą sięgnąć po jego autobiografię „Bez obietnic” – książkę, która łamie schematy tak, jak jej autor.
Czy autobiografia Carmelo Anthony’ego różni się od innych książek NBA?
Każda autobiografia jest w gruncie rzeczy taka sama. Niezależnie od tego, kogo dotyczy – sportowca, muzyka, aktora, polityka czy pisarza. Zawsze ten sam schemat: dzieciństwo, młodość, rozkwit talentu, początek kariery, jej szczyt, zmierzch, a czasem gorzki koniec. Zmieniają się tylko miejsca, nazwiska i daty.
Od tej formuły odszedł na przykład inny były gracz NBA, Kevin Garnett, który zamiast sztampowego bicia piany postawił na konkretne i szybkie strzały w formie pytań i odpowiedzi. To bardziej przypomina Q&A na sterydach niż klasyczne bio – wszystko w chaotycznym stylu KG. Jak poszło Carmelo? W czasach, gdy fani koszykówki coraz częściej sięgają po historie zza parkietu, Melo serwuje coś innego.
Carmelo napisał swoje bio po swojemu
Na wstępie mam złą wiadomość dla tych, którzy zazwyczaj po łebkach czytają początki takich książek, by czym prędzej przejść do mięsa: początków kariery, smaczków, plotek, anegdot i zakulisowych historii. W „Carmelo Anthony. Bez obietnic” tego nie znajdziecie. Książka kończy się na tym, że Carmelo zakłada czapkę Denver Nuggets, którzy w 2003 roku wybrali go z numerem 3 w jednym z najlepszych draftów w historii NBA. Czytając ostatnie zdania, ma się wrażenie, jakby to był koniec pierwszej części i wstęp do jakiejś trylogii.
Mam przeczucie, że Melo zrobił to celowo. Wiedział, że gdy nałożył tę czapkę i rozpoczął dziewiętnastoletnią karierę w NBA, od tego momentu wszyscy znali jego historię, która rozgrywała się na boisku i poza nim. Znamy Melo takiego, jakim przedstawiają go media, i wyrobiliśmy sobie o nim zdanie, jakie uznaliśmy za stosowne. To była konsekwencja tego, co przeżył wcześniej. Dlatego literacko poszedł w inną stronę. W plastyczny i dosadny sposób pokazał, jak doszło do założenia tej czapki 26 czerwca 2003 roku. Nie była to łatwa droga.
Carmelo Anthony: książka o koszykówce czy przetrwaniu?
To szczera i angażująca emocjonalnie spowiedź, która odsłania wiele trudnych tematów z jego dzieciństwa, okraszona społecznym komentarzem na temat warunków, z jakimi zmagał się młody Afroamerykanin. To historia o próbie przetrwania w niebezpiecznym świecie i codziennych zagrożeniach wynikających z życia w dzielnicach nękanych przez biedę, przemoc i narkotyki.
Kiedy za oknem jego sypialni w Red Hook na Brooklynie, gdzie się urodził, padały strzały, z czasem stało się to dla niego tak powszechne, że jedyną reakcją było podkręcenie głośności telewizora, by zagłuszyć strzelaninę. Po przeprowadzce rodziny do Baltimore codziennością ośmioletniego Carmelo wychodzącego do szkoły był widok dilerów sprzedających narkotyki lokalnym narkomanom. W takich warunkach ukształtował się koszykarz, który trafił do grona 75. najlepszych graczy w historii ligi. To nie jest klasyczna opowieść od zera do bohatera.
Autor porusza wiele tematów społecznych, które wówczas panowały i zapewne wciąż można je spotkać w Ameryce: rasizm systemowy, nierówności społeczne, uprzedzenia klasowe, przemoc policyjna. Melo nie robi z siebie męczennika, który uciekł z getta, ale podkreśla, że wiele dzieci dorastało w podobnych lub gorszych warunkach i nie miało tyle szczęścia co on.
Takie połączenie osobistej historii z ważnymi wątkami społecznymi nie udałoby się bez współautora – D. Watkinsa, pisarza i aktywisty z Baltimore, który wsparł Melo swoim doświadczeniem w opisywaniu realiów życia.
Rodzina była dla Carmelo najważniejsza
Anthony dużo opowiada o swojej matce, która pracowała na kilku etatach, by utrzymać rodzinę, i o tym, jak bardzo ją kochał i szanował za jej poświęcenie, by niczego mu nie brakowało. O siostrze, która zawsze służyła mu dobrym słowem. O traumach związanych ze śmiercią ojca i o tym, jak nie dogadywał się z ojczymem. O szukaniu męskiego wzorca w starszych braciach i kuzynie, który w jeansach i Timberlandach siał postrach na nowojorskich boiskach i był jego pierwszym koszykarskim idolem. O mentorach, którzy nie zawsze byli dobrym przykładem. O trenerach i przyjaciołach, którzy przychodzili i odchodzili, a on musiał radzić sobie sam, co doprowadziło go do złego stanu psychicznego.
Carmelo nie boi się wspominać o swojej depresji, poczuciu odrzucenia, utracie bliskich i presji społecznej, która ciążyła na nim, gdy dzięki koszykówce starał się wyrwać z toksycznego środowiska. Podkreśla, że jego próby wyjścia z tego złego stanu i ostateczny sukces zależały głównie od przypadku, wsparcia najbliższych i własnej determinacji, z której jest dumny.
To jeszcze biografia czy coś zupełnie innego?
Po moim opisie możecie dojść do wniosku, że ta biografia przypomina bardziej literaturę obyczajową niż typową książkę sportową. I tak mogłaby zostać odebrana, gdyby nie język – dynamiczny, przystępny i autentyczny. Rozdziały pochłania się błyskawicznie, bo nie ma w nich niepotrzebnych dłużyzn. Wszystko, co czytelnik musi wiedzieć, jest jasne i klarowne, a te trzysta stron kartkuje się w szalonym tempie, nie tracąc nic z emocjonalnej siły tej opowieści.
Mimo ważnych tematów książka nie jest pozbawiona humoru, zwłaszcza gdy młody Carmelo chce zarobić na wymarzone koszulki polo lub wraca na kampus swoim zdezelowanym „zielonym szerszeniem” w czasie śnieżycy. Wiecie, jak powinno się poprawnie wymawiać jego imię i co ono oznacza? Z tej książki się dowiecie.
#StayMe7o: od Knicks do Galerii Sław NBA 2025 – moja podróż z Melo
Kiedy zabrano mi moich Sonics, Knicks z wyboru stali się moim zespołem do kibicowania. To dla Carmelo wstawałem w nocy i oglądałem mecze na żywo, a kto zna historię NYK, ten wie, że czasami to nawet nie był skład na G-League, a co dopiero NBA. Byłem zły na cały świat, gdy z Nowego Jorku puszczono go boso do Oklahomy, bo wraz z mniejszym rynkiem Jordan Brand przestał wydawać buty sygnowane przez Melo. Thunder po nieudanym eksperymencie oddali go do Atlanty, która zaraz go zwolniła, a tweet z jego koszulką od Hawks szybko stał się kultowym memem.
Płakałem przed laptopem, czytając doniesienia Kelly’ego Iko z szatni Houston Rockets, z którymi podpisał kontrakt, jako wolny agent, ale oni nie potrafili wykorzystać jego talentu i oddali go do Bulls, którzy też go zwolnili. Myślałem, że to koniec jego kariery.
Jednak dane mi było poczuć smak triumfu, gdy powrócił w trykocie Blazers jako idealny weteran i wsparcie dla młodszych graczy. Powstała wtedy karta służąca do oficjalnych przeprosin dla Melo. Stałem za nim do końca, który nie był dla mnie łatwy. Nie dość, że oglądałem ostatni sezon 37-latka, to jeszcze cierpiałem, widząc go w uniformie znienawidzonych Lakers. Najgorsze, że jego podobizna w purpurze i złocie będzie nawiedzać kolejne pokolenia maniaków koszykówki, którzy zajrzą na Basketball Reference, by sprawdzić jego statystyki.
Jak wspomniałem na samym początku: niedawno ogłoszono jego nominację do Galerii Sław NBA 2025, która jest piękną klamrą zamykającą karierę, w której zabrakło tylko mistrzostwa.
Jeżeli ten opis zachęcił was do poznania Carmelo Anthony’ego, tutaj macie link, pod którym możecie zacząć od jego biografii i poznać prawdziwego Me7o. Pozostałe rozdziały dopiszcie sami.