Podróż do Dallas minęła bez żadnych komplikacji. Do hotelu dotarłem późnym wieczorem, dzień przed meczem i od razu poszedłem spać. Niestety jet lag mocno dawał mi popalić i spałem niewiele. Swoje zrobiła pewnie także ekscytacja kolejną wyprawą na finały NBA. Z samego rana poszedłem na spacer po mieście. Ku mojemu zaskoczeniu niewiele wskazywało na to, że wieczorem odbędzie się kluczowy mecz tych Finałów. Nie widać było żadnych banerów czy informacji. Nawet bary sportowe nie były przystrojone.
Niestety dzień meczowy nie zaczął się najlepiej. Pojawiła się smutna wiadomość o śmierci legendarnego Jerry’ego Westa. Do hali udałem się bardzo wcześnie, gdyż musiałem jeszcze odebrać akredytację. Po spełnieniu wszystkich formalności poszedłem przed główne wejście. Hala American Airlines Center znajduje się przy Nowitzki Way. Legendarny koszykarz doczekał się także efektownego pomnika przed halą. Tutaj wreszcie można było poczuć klimat finałów. Ustawiono podobizny całej drużyny w skali 1:1. Naprawdę zrobiło to na mnie duże wrażenie.
Czas do meczu upłynął bardzo szybko. Zapoznanie się z halą, rozmowy ze znajomymi dziennikarzami z całego świata, z którymi zazwyczaj widzę się raz w roku. Potem konferencje prasowe trenerów i nagle trzeba było zajmować miejsca. Najważniejszą przedmeczową informacją był brak Kristapsa Porzingisa, co mogło dramatycznie odwrócić losy nie tylko tego meczu, ale także w dłużej perspektywie całej serii. Jason Kidd mocno studził jednak nastroje, przypominając, że Celtics wygrywali mecze bez niego. Joe Mazulla nie chciał zdradzić nic więcej poza tym, że Łotysz tego wieczoru nie zagra.
Mecz bardzo mocno zaczęli gospodarze, wychodząc na prowadzenie 9:2. Hala eksplodowała ze szczęścia. Trener gości musiał poprosić o czas. Mavs nie zamierzali jednak się zatrzymywać i w pewnym momencie powiększyli przewagę nawet do trzynastu punktów. Fenomenalnie grali liderzy Luka Doncić i Kyrie Irving. Boston jest jednak zbyt doświadczoną drużyną, żeby panikować. Do końca pierwszej kwarty udało im się zniwelować przewagę do zaledwie jednego punktu. Ciężar gry wziął na swoje barki lider Jason Tatum.
Druga część meczu była bardzo wyrównana. Oba zespoły grały twardo w obronie. Akcja toczyła się kosz za kosz. Ostatecznie do przerwy gospodarze prowadzili 51:50. Aż 37 z tych punktów zdobył duet Doncić & Irving.
Po przerwie lepiej wyglądali goście, szybko uzyskując przewagę kilku punktów. Mavs byli bardzo nieskuteczni, popełniali też sporo strat. Na nic zdała się przerwa na żądanie. Celtics grali bardzo wyrachowaną koszykówkę, świetnie dzieląc się piłką i doskonale broniąc. Przed czwartą kwartą dało im to aż 15 punktów przewagi.
Początek czwartej kwarty ponownie należał do drużyny z Bostonu, która wyszła na 21-punktowe prowadzenie po trójce Derricka White’a. Gdy niemal wszyscy skreślili już Mavs, zaliczyli oni serię 22-2 i wrócili do meczu. Na tym polega właśnie piękno NBA! Nie istnieje tu coś takiego jak bezpieczna przewaga. Jakby mało było dramaturgii, to cztery minuty przed końcem szósty faul popełnił Luka Doncić. Kyrie Irving robił, co mógł, udało mu się zmniejszyć przewagę gości do jednego punktu. Boston Celtics wytrzymali jednak końcówkę i wygrali 106:99 i w serii prowadzą już 3:0. Nikt nigdy nie odrobił takiej straty. Czy Dallas będą pierwsi? Przekonamy się. Czwarty mecz już w nocy z piątku na sobotę o 2:30 czasu polskiego.
Z Dallas,
Łukasz Grabowski