fot. Andrzej Romański / plk.pl
Dzika karta, czyli pojęcie chyba dość znane. Ale tak krótko – nie masz licencji na grę w danej lidze, to wpłacasz daną kwotę i ów licencję być może otrzymasz. Taki myk!
Ewentualnych chętnych podzielono na cztery grupy: Suzuki 1. Ligę Mężczyzn (choć od nowego sezonu będzie to już Pekao S.A. 1. Liga Mężczyzn), 2. Ligę Mężczyzn, Energa Basket Ligę Kobiet i 1. Ligę Kobiet. Z tego zestawu najbardziej prestiżowe jest zaplecze męskiej ekstraklasy. A przynajmniej w teorii, biorąc pod uwagę wysokość wpłaty. W przypadku Pekao 1. Ligi mówimy o przelewie o wartości 100 tysięcy złotych! Warto jednak zaznaczyć, że w rozgrywkach przewidziano miejsce dla 18 drużyn, czyli 15 dotychczasowych oraz 3, które wywalczą awans z drugiej ligi (Niedźwiadki Przemyśl, Mickiewicz Romus Katowice + wygrany pary Noteć Inowrocław / Sokół Międzychód).
Druga w kolejności jest Energa Basket Liga Kobiet. Tutaj kwota zależy od sytuacji danego klubu. Najmniej zapłaci ekipa, która zakończyła rywalizację w pierwszej lidze na drugim miejscu. Wtedy mówimy o “raptem” 20 tysiącach złotych. Co ciekawe, można także pojawić się znikąd, czyli w obecnym (22/23) sezonie nie brać udziału w żadnych rozgrywkach i wyrazić nagłą chęć grania w kobiecej ekstraklasie. Tyle tylko, że do uiszczenia będzie nie 20, a już 50 tysięcy.
W 2. Lidze Mężczyzn i 1. Lidze Kobiet wygląda to bardzo podobnie. Im bliżej awansu była dana ekipa w tym roku, tym mniej zapłaci za ewentualne zgłoszenie.
A co poza pieniędzmi? Kilka dokumentów. To znaczy: wypełniony wniosek o przyznanie dzikiej karty, potwierdzenie uiszczenia opłaty, rekomendacja lokalnego związku koszykówki, wysokość budżetu oraz pojemność hali. Tyle! Są wśród nas jacyś chętni? Na zgłoszenia PZKosz czeka do 1 lipca bieżącego roku. I zaznacza, że w przypadku większej liczby chętnych, przy wyborze najistotniejsze będą wysokość budżetu oraz pojemność hali.