PZBUK! Bonus powitalny 500 zł na start – podwajamy pierwszy depozyt!
Próbując zatrzymać tak dobrą drużynę, wypełnioną tyloma klasowymi zawodnikami, oczywistym jest, że z czegoś będzie trzeba zrezygnować. Innymi słowy skupiając się bardziej na obronie jednego elementu, ten drugi będzie pilnowany mniej szczelnie.
Mike Taylor w spotkaniu przeciwko Hiszpanii postanowił, że tym elementem, na którym skupiona zostanie uwaga naszego zespołu będzie zatrzymanie dwójkowej gry kozłującego z wysokim, kosztem mniej szczelnego krycia strzelców na obwodzie.
Zatem w pick and rollach Polacy agresywnie wychodzili do zawodnika z piłką – Ricky’ego Rubio, Sergio Llulla czy Rudy’ego Fernandeza – często go podwajając. Jednak żeby ścinający wysoki – z reguły Marc Gasol – nie miał wolnej autostrady w kierunku kosza, wysyłana była do niego pomoc od czekającego na dystansie strzelca. Tym samym pojawiało się wiele sytuacji, w których zawodnik rozciągający grę na linii za trzy był niepilnowany.
Mimo wielu otwartych pozycji na dystansie „La Roja” na punkty udało zamienić się „tylko” 11 z 28 rzutów za trzy. Kilka razy Hiszpanie zaskoczyli nas, np. ścięciem z piłką zawodnika rozciągającego grę…
…lecz to było wpisane w ryzyko stosowanej strategii – strategii, która miała sprawić, że w pick and rollach zawodnikowi z piłką i wysokiemu punkty nie przychodziłyby łatwo. Owszem, zdarzały się pojedyncze błędy – gdy np. Rubio na moment uwolnił się zaraz po zasłonie lub wkradł się moment gapiostwa otwierający dogodną pozycję dla któregoś z Hiszpanów – czy sytuacje, po których atakujący obręcz podkoszowy nie przejmował się specjalnie obecnością dodatkowego defensora, lecz ta myśl, żeby Rubio, Llull, Gasol nie zdobywali łatwych punktów po dwójkowych akcjach przyświecała naszej reprezentacji.
I Polacy zrobili wiele, aby ten plan skutecznie egzekwować – swoją agresją, zaangażowaniem i energią kilkukrotnie zdołali wymusić straty na rywalach bądź utrudnić wydające się tylko formalnością wykończenie posiadania. Hiszpanie popełniali pojedyncze błędy; nawet tak dobrze czytający grę zawodnik jak Rubio zamiast na dystans niekiedy posyłał podanie w największy tłok – robiąc dokładnie to, czego oczekiwała nasza reprezentacja.
Zdarzały się także posiadania, w których atak Hiszpanów został sprowadzony do indywidualnego siłowania się pod koszem. Zważywszy na możliwości drużyny z Półwyspu Iberyjskiego było to dla nas korzystne zwieńczenie dla danej sytuacji.
Scariolo reagował, szukając rozwiązań, które pozwoliłyby jego podopiecznym w większym stopniu skarcić stosowany przez Polaków schemat. Jednak to samo można powiedzieć o Taylorze: ten też reagował na ruchy drugiego trenera, na bieżąco wprowadzając kolejne usprawnienia, aż jego przeciwnik po fachu zaprzestanie jednych wariantów, by za chwilę sięgnąć po kolejne.
Dla lepszego zobrazowania posłużymy się dwoma przykładami:
1) Hiszpanie w pierwszej połowie w swoim repertuarze wykorzystywali… „hiszpańskie pick and rolle”, które zaczynają się jak zwykły pick and roll, tylko po zasłonie wysokiego dla kozłującego dodatkowo spod kosza na dystans wybiega strzelec, mijając się z podkoszowym lub stawiając dla niego zasłonę. Wariant, z którego korzystali nasi rywale został wzbogacony o ścięcie gracza zaczynającego posiadanie w rogu, co miało odwrócić uwagę od wysłania ewentualnej pomocy do ścinającego centra.
Kilka minut później, przy tym samym schemacie, sztuka ta już się Hiszpanom nie udała – Mateusz Ponitka zamiast podążać za „swoim” zawodnikiem z jednej strony na drugą, przerwał bieg i zdecydował się pomóc do wysokiego, a cała akcja doprowadziła do straty Hiszpanów:
2) Po przerwie Scariolo wprowadził więcej dynamicznych zasłon strzelca dla rozgrywającego. Początkowo Polacy czekali nieco niżej na kozłującego, przez co ten – w tym przypadku Rubio – miał czas na rozpędzenie się i przedostanie do kosza. W ten sposób jedynka Phoenix Suns najpierw samodzielnie wykończyła akcję pod obręczą, a później celnym podaniem znalazła strzelca w rogu:
Przy następnej nadarzającej się okazji Biało-Czerwoni nie czekali już bliżej pomalowanego na kozłującego, tylko wysoko go podwoili (pytanie, czy było to efektem tego, że akcję prowadził Llull, a nie jak wcześniej Rubio), wymuszając na nim szybkie oddanie piłki:
Wnioski
Można odnieść słuszne wrażenie, że Polacy zagrali dobry mecz – znacznie lepszy niżspotkanie z Argentyną. Niemniej ktoś mógłby zapytać, skoro tak, to dlaczego przegraliśmy? Odpowiedź wydaje się prosta: talent.
Na tyle, na ile to możliwe czynniki m.in. takie jak taktyka, trzymanie się schematów, zaangażowanie czy walka pozwoliły nam przez długi czas utrzymać się w meczu.
Niestety na koniec dnia – obok kilku przestrzelonych rzutów, dyskusyjnych gwizdków sędziów czy pewnych problemów z zastawieniem się na tablicy defensywnej prowadzących do zbiórek przeciwników – o zwycięstwie Hiszpanów zadecydował talent; indywidualne akcje, po których np. człowiek, który w NBAna punkty zamienia co czwartą otwartą i co trzecią całkowicie otwartą trójkę, pakuje nam dobrze bronione rzuty z dystansu jak wytatuowany Larry Bird z hiszpańską brodą.
I choć właśnie takie okoliczności, dla jednych sprzyjających bardziej, dla drugich mniej, gdzieś zaważyły na wyniku, to ten talent tym okolicznościom także sprzyjał. Jednak zrobiliśmy tyle, ile byliśmy w stanie i z samego procesu możemy być zadowoleni. Nawet jeśli chciałoby się, żeby wynik był inny.
Łukasz Woźny, @l_wozny, Blog Autora na Facebooku znajdzieszTUTAJ >>