– Kiedyś oglądałem po nocach finały NBA i podpatrywałem jego zachowanie na boisku, a potem grałem z nim w jednej drużynie – mówi Łukasz Fąfara, który gwiazdę spotkał grając w Sundsvall Dragons.
PLK, NBA – typuj wyniki i zgarniaj kasę >>
W niedzielę 32-letni skrzydłowy o wzroście 195 cm rozegrał ponad 39 minut, zdobył 13 punktów i miał 11 zbiórek w meczu, w którym jego AZS UJK Kielce sensacyjnie pokonał 71:69 na wyjeździe KK Warszawa w meczu nr 1 pierwszej rundy play-off w II lidze. Sensacyjnie, bo KK wygrało grupę B z bilansem 23-3, natomiast UJK miał 12-14 i zajął ósme miejsce.
– Zaskoczyliśmy, prawda? – mówi Łukasz Fąfara. – Sporo takich opinii słyszę, że to niespodzianka. KK dalej jest faworytem, ale my będziemy grać swoją koszykówkę – taką bezczelną, bo doszliśmy do wniosku, że nie ma, co filozofować, tylko przyspieszać, grać do kosza. Nie mieliśmy w tym meczu wielu ustawionych akcji, może z 10. Z boku wyglądaliśmy pewnie jak juniorzy – kto złapie piłkę, ten biegnie to przodu i rzuca. Ale efekty były dobre…
Ok, stop! Łukasz, przepraszam, ale przejdźmy do historii z wyjazdem do Szwecji. O drugoligowym play-off pogadamy jeszcze potem.
Jak zostać „Smokiem”?
Łukasz Fąfara to chłopak z Kielc. Tam w 1984 roku się urodził, wychował, zaczął grać w kosza u Mikołaja Woźniaka i Stanisława Dudzika – znanego szkoleniowca, który w 1998 roku wprowadził Cersanit do ekstraklasy. Zajawkę na kosza więc miał od małego.
W 2006 roku Fąfara pojechał na wakacje do Szwecji, gdzie pracował jego tata. Znajomy ojca, wiedząc, że Łukasz gra w kosza, załatwił mu wejście na otwarty trening Sundsvall Dragons, jednego z czołowych zespołów w kraju. – Trenowałem przez tydzień, skład był już dopięty, więc wróciłem do Polski. Złapaliśmy jednak kontakt i pod koniec sezonu Dragons się odezwali, żebym przyjechał.
No i Fąfara pojechał – został „Smokiem”. Dragons, wicemistrzowie Szwecji z 2005 roku, szykowali się do gry o mistrzostwo i tak byli postrzegani – jako faworyt. W zespole grali m.in. znani wcześniej z Polski Pero Vasiljević (Śląsk) oraz Srdan Subotić (Turów). – Ja nie dostawałem wielu minut, byłem głębokim rezerwowym – mówi Fąfara.
Ale najważniejsze jest to, że nagle dostał szansę gry w jednym zespole ze Scottie Pippenem. – Wyobrażasz to sobie?! W latach 90. oglądałem po nocach finały NBA i choć fascynowałem się Jordanem, to podpatrywałem Pippena – jak się zachowuje w obronie, jak się porusza po boisku. Można powiedzieć, że próbowałem się na nim wzorować, a teraz usiadłem obok niego w szatni.
But Pippena na półce
42-letni wówczas Pippen, który karierę w NBA zakończył w 2004 roku, do Skandynawii przyleciał na krótkie koszykarskie tournee – zagrał dwa mecze w lidze fińskiej, w zespole ToPo, oraz jeden właśnie w Dragons.
Skąd pomysł na taki show? Wpadł na niego Aleksi Valavouri, były menedżer ToPo, który kilka lat wcześniej poznał w klubie nocnym w Helsinkach Dennisa Rodmana i namówił go na występ w fińskim klubie.
Do Szwecji, do Sundsvall, Pippen przyleciał na pięć dni. – Pojawił się u nas we wtorek, w sobotę graliśmy mecz, w niedzielę nas opuścił. To były niezapomniane dni – normalnie przychodził na treningi, ćwiczył, integrował się z zespołem, chodził na posiłki. Zachowywał się jak zwykły gość, a to przecież facet z sześcioma tytułami mistrza NBA – mówi Fąfara.
Pippen zagrał w Dragons w meczu z Akropalem Rinkeby – jego zespół wygrał 102:74, a Scottie zdobył 21 punktów, 12 zbiórek, 6 asyst i 2 przechwyty w 30 minut. Za cały pobyt w Szwecji zarobił 66 tys. dolarów.
Po meczu Pippen dał Fąfarze jeden z butów, w których zagrał. – Scottie akurat siedział obok mnie w szatni, ale pomysł z butami wyszedł od Pero Vasiljevicia, z którym najlepiej się kumplowałem. Zapytaliśmy się Pippena razem, on się zgodził, wzięliśmy po jednym.
– Teraz ten but stoi u mnie w pokoju, na eksponowanym miejscu. Mieliśmy z Pero umowę – buty zostają u nas, bez względu na okoliczności – śmieje się Fąfara.
Nie ma jak Kielce
Pippen wyjechał zostawiając Dragons na pierwszym miejscu, ale w finale drużyna z Sundsvall łatwo uległa 0-3 Solna Vikings. A Fąfara wrócił do Polski, bo – jak mówi – chciał grać, a nie siedzieć na ławce.
I grał – przeważnie w swoich Kielcach, w II lidze, choć w 2012 roku awansował z UMKS na rok do I ligi. Dwukrotnie też z Kielc wyjeżdżał – w 2010 roku na sezon do Krosna i w 2014 roku na dwa lata do Łowicza.
W tym sezonie jest jednym z liderów zespołu – zdobywa średnio po 9,8 punktu, 6,9 zbiórki, 3,1 asysty oraz 3,2 przechwytu na mecz. No i pytanie – czy sprawi z zespołem sensację eliminując ten KK Warszawa?
– Jak mówię, to oni wciąż są faworytem, mimo tej naszej wygranej. Ale my będziemy walczyć, także w obronie. Przed pierwszym meczem bardzo dobrze przygotowaliśmy się w defensywie – długo nad tym pracowaliśmy, zatrzymaliśmy większość graczy – mówi Fąfara.
Mecz nr 2 w sobotę w Kielcach. Ewentualne spotkanie nr 3 – w środę 22 marca w Warszawie.
Łukasz Cegliński