Damian Lillard dokonuje cudów, dlaczego nie mógłby tego robić też CJ McCollum? Rewelacyjny występ rzucającego Blazers przeciwko Grizzlies (37 punktów) wcale nie jest zaskoczeniem.
Znasz się na koszu? – wygrywaj w zakładach! >>
W meczu przeciwko Memphis Grizzlies Damian Lillard, grając z urazem palca, po raz pierwszy w tym sezonie zszedł poniżej 20 „oczek”, ale od czego Portland Trail Blazers mają C.J. McColluma? Drugi z liderów zaaplikował rywalom 37 punktów, wyrównując rekord kariery i w decydującym momencie prowadząc zespół do zwycięstwa 100:94.
C.J. McCollum podpisał latem z Blazers 4-letni kontrakt wart 106 milionów dolarów. I występami takimi jak ten niedzielny w Memphis pokazuje, dlaczego wart jest takich, o ile nie większych, pieniędzy. W poprzednich sześciu meczach, w których dominował Lillard, tylko doprawiał przyrządzaną przez niego potrawę, trzykrotnie przekraczając próg 20 punktów. W tym ostatnim potwierdził, że gdy kolega złapie zadyszkę, on gotów jest do przejęcia imprezy.
W 39 minut spędzonych na parkiecie hali FedEx Forum uzbierał 37 punktów i trafił 6 trójek, co w obu przypadkach stanowi wyrównanie najlepszego wyniku w karierze. 16 „oczek”, w tym 10 kolejnych na samym finiszu spotkania, zdobył w czwartej kwarcie, przechylając szalę zwycięstwa na korzyść ekipy z Oregonu. Do swojego dorobku dołożył jeszcze 4 zbiórki, 2 asysty, przechwyt oraz blok.
Zdobywca nagrody za największy postęp w poprzednich rozgrywkach (MIP) punktował na wszelkie możliwe sposoby. Trafiał trójki z odejścia, rzuty z półdystansu, wchodził pod kosz. W kluczowej dla losów spotkania czwartej kwarcie z całą drużyną Grizzlies przegrał zaledwie o jeden punkt.
Na co dzień McCollum nie stara się ścigać z Lillardem. Pozostaje w jego cieniu, aby w odpowiednich momentach, gdy obrona rywala skupia się na koledze, wziąć ciężar chwili na swoje barki. Rolę bohatera przeważnie pozostawia temu drugiemu.
W Memphis jednak mocniej zaznaczył swoją obecność i wysłał w świat sygnał mówiący, że po tym, jak przy wyborze zawodników do ostatniego Meczu Gwiazd Portland zostało całkowicie pominięte, teraz może marzyć nawet o dwóch reprezentantach w tym prestiżowym wydarzeniu.
Stopniowe poznawanie odpowiedzi na pytanie o to, gdzie znajduje się sufit McColluma, jest niezwykle ekscytujące. Jeśli nie dopadnie go żadna kontuzja, kampania 2016/17 będzie dla niego dopiero drugim pełnym sezonem w NBA. Dopiero w poprzednim zaczął regularnie rozpoczynać mecze w pierwszej piątce.
Póki co po siedmiu spotkaniach notuje najlepsze (prócz asyst) statystyki w karierze – 21,4 pkt., 4,7 zb., 2,6 as., 1,3 prz. oraz 45,9 proc. skuteczności rzutów z dystansu (6. wynik w lidze, biorąc pod uwagę graczy, którzy spędzają na parkiecie powyżej 20 minut i zaliczają co mecz więcej niż 4 próby). I trudno oprzeć się wrażeniu, że ten absolwent mało znanej uczelni Lehigh dopiero się rozkręca.
MO