
W marcu skończył 40 lat. Niedawno spakował plecak, wyruszył w samotną, pieszą wędrówkę najdłuższym szlakiem w Polsce i przeszedł 579 km. I to nie raz!
„Bardzo lubię chodzić po górach, to chyba pozostałość z początku mojej przygody z basketem, kiedy wyjazdy na obozy treningowe w okresie przygotowawczym do sezonu były normą i zazwyczaj były to właśnie góry. W górach w kilka dni można zrobić naprawdę wielką pracę i przygotować się siłowo oraz kondycyjnie do sezonu” – mówił wówczas.
Jako koszykarz, jest aktywny od 1998 roku, a w samej ekstraklasie spędził 11 sezonów. Teraz, już kolejny sezon reprezentuje HydroTruck, klub z rodzinnego Radomia. Daniel Wall w dziewięciu dotychczas rozegranych meczach notuje średnio 6,6 punktu.
19 sezonów w jednym klubie? Wydaje się to niemożliwe. Chociaż Tim Duncan w San Antonio Spurs był przez 19 lat, to u nas też są miejsca, które mają swoje legendy.
Choć niegdyś powiedział: „Legenda to za duże słowo. Absolutnie się tak nie czuję, na to trzeba zasłużyć. Pracuję na to, aby ludzie postrzegali mnie jako osobę, która jakkolwiek miała wpływ na kształt klubu”, trudno jest wyobrazić sobie Dariusza Oczkowicza poza Miastem Szkła Krosno.
Pochodzący z Gorlic koszykarz w listopadzie skończy 41 lat, natomiast w Krośnie pojawił się jako dwudziestojednolatek, będąc później niemal na każdym szczeblu rozgrywek. W tym czasie posmakował największych sukcesów, ale musiał także przełknąć gorycz spadku. Dla Miasta Szkła w ośmiu meczach zdobywał średnio 5,8 punktu, a poza koszykówką, ma też drugą pracę.
Całą karierę spędził w śląskim. W obecnym sezonie gra dla AZS AGH Kraków, wciąż blisko domu. 40-letni Paweł Zmarlak jak na razie rozegrał 9 spotkań, dokładając średnio po 8 punktów i zbiórek na mecz, wykręcając imponujące statystyki, dzięki którym jest aktualnie siódmy w klasyfikacji najlepiej przechwytujących oraz trzeci wśród najlepiej asystujących i zbierających w całej lidze. Co więcej, w październiku zadebiutował prowadząc drużynę rezerw, a poza parkietem – od 26 roku życia – pracuje jako nauczyciel.
„Ważne było dla mnie to, aby mieć alternatywę. Wiadomo, że kariera sportowca to jest tylko kariera. Uprawianie sportu jest ryzykownym zawodem i zazwyczaj nie trwa długo – poważna kontuzja może się przytrafić w każdej chwili” – argumentował.
Mimo „czwórki” z przodu, tak jak pozostali dwaj zawodnicy, pełnią ważną rolę w zespole, nie tylko na boisku. I wciąż „to” mają!