fot. Andrzej Romański/plk.pl
Start z Legią to spotkanie drużyn, które otwierało cały turniej finałowy Pekao S.A. Puchar Polski w Sosnowcu. Stosunkowo niedawno obie drużyny rywalizowały ze sobą (w zamykającej kolejce pierwszą rundę sezonu zasadniczego), wówczas ekipa Artura Gronka wygrała na Bemowie różnicą 17 “oczek” (92:75). Lublinianie niedawno dodali do zespołu Daniela Szymkiewicza, z kolei “Legioniści” po odsunięciu od pracy z drużyną Wojciecha Kamińskiego w dalszym ciągu sondują rynek, a rolę head coacha przejął ówczesny asystent, Marek Popiołek. Faworyt? Jednoznacznego ciężko określić.
Obrona? A komu to potrzebne? Obie drużyny już po dwóch minutach meczu miały na koncie łącznie 15 punktów (8:7)! Co więcej, Legia zaczęła od serii 7:2, zaś rywale odpowiedzieli 10 “oczkami” z rzędu. Barret Benson, który zaliczył monstrualne double-double we Wrocławiu, dziś od samego początku dominował w pojedynku z Josipem Soninem – w samej pierwszej kwarcie rzucił aż 17 punktów z 29 zespołu, w całym spotkaniu dołożył 4 punkty. Z drugiej strony ekipa z Lublina nieco na moment przygasła, zaś warszawianie z rezerwowymi podtrzymali wysokie tempo. Świetnie z ławki rozpoczął Ray Cowels – 11 punktów w pierwszej odsłonie, finalnie 27 “oczek”, najwięcej ze wszystkich w całym meczu.
Ofensywne show trwało w najlepsze! 59 punktów zdobyte przez dwie drużyny w zaledwie 10 minut, kolejną kwartę rozpoczęliśmy od dwóch celnych “trójek” w kilkanaście sekund. Co prawda, jakakolwiek forma obrony poszła na dalszy plan, jednak obaj polscy szkoleniowcy pozwolili na nieco bardziej otwartą grę, a w efekcie na ciekawsze widowisko. Trener Artur Gronek już na początku drugiej części gry miał spory zawrót głowy, skuteczny do bólu Benson dość szybko złapał 3 przewinienia. Ten fakt dość szybko wykorzystali koszykarze Legii, zaczynając znów kwartę od serii – tym razem 8:2.
Dzisiejsi goście – “Zieloni Kanonierzy” – drugi raz dobrze otworzyli część gry, ale to Start ponownie zdobył kilkanaście punktów z rzędu bez straty ani jednego, tym razem 13 “oczek”. Lublinianie w tym fragmencie akcja po akcji uderzyli w rywali trzema “trójkami” z rzędu, mieli przez moment nawet 7/11 zza łuku – skończyli zaledwie na 32 proc. skuteczności. Od czasu szybkiego powrotu lublinian w ataku, po obu stronach parkietu rytm nieco zgubiła ekipa Marka Popiołka, przez co w pewnym momencie tracili do rywali nawet 11 “oczek” (44:55). Tuż przed zejściem do szatni zdołali się przełamać i… wyjść na prowadzenie! Serią 12:0 dobili nieco ekipę z Lublina, która bez Bensona i O’Reilly’ego praktycznie nie istniała.
Ewidentnie to spotkanie dla panów Vitala i O’Reilly’ego było szczególne. Obaj są w czołówce najlepszych strzelców Orlen Basket Ligi i obaj mieli sobie dziś sporo do powiedzenia. Koszykarski trash talk podziałał na obu pozytywnie, ciągnęli swoje drużyny na swoich barkach w drodze po awans do półfinału turnieju. Finalnie przy swoim celu pozostał gracz Vital, który w pojedynku na punkty także wygrał – 26:15.
Dużo gry ofensywnej, niezwykłej formy strzeleckiej liderów obu drużyn sprawiły, że przez pierwszą połowę na pewno nikt się nie znudził i z niecierpliwością czekał na następną. Szybka wymiana ciosów, serie punktowe, w efekcie 111 punktów w 20 minut (56:55 dla Legii). Co mogło jedynie martwić, to przedłużający się uraz Marcela Ponitki od czasu rozgrzewki w spotkaniu z Arką oraz znikoma szansa na debiut w nowym zespole Daniela Szymkiewicza – prawdopodobnie trener Gronek nie chciał ryzykować grą Polaka, gdy nie jest jeszcze w stu procentach wdrożony w system zespołu.
Trzecia kwarta… i trzecia seria punktowa Legii w pierwszych minutach kolejnej odsłony. Tyle że bez skutecznej odpowiedzi lublinian. Stołeczni odskoczyli na kilka punktów i pielęgnowali tę przewagę – po 7 minutach drugiej połowy byli nawet 16 na plusie (77:61), gdy dzisiejsi gospodarze zdobyli w tym czasie zaledwie 6 punktów. Trener Startu przypłacił to “utratą” dwóch przerw na żądanie – nic dziwnego, gdy seria rywali urosła aż do 21:6, w efekcie do wówczas najwyższego prowadzenia w meczu.
Christian Vital złapał czwarty faul i to mogła być spora szansa dla koszykarzy Startu. Zejście lidera zespołu drużyną nie wstrząsnęło negatywnie – wręcz przeciwnie, odjechali na 21 “oczek”, wygrywając trzecią odsłonę meczu 30:10. Nieco zrezygnowani i z dużą mniejszą wiarą w wygraną podeszli do decydujących 10 minut, próbując odrabiać straty. Chwilowo i znikomą część udało się, ale Legia jeszcze przed końcową syreną postawiła kropkę nad “i”, ponownie budując wysoką zaliczkę. Tak naprawdę w ostatnich minutach obie drużyny wystawiły graczy z końca ławki, a w dalszym ciągu warszawianie bawili się koszykówką. Dobili nawet do 30 punktów różnicy (107:77), choć po pierwszej połowie na tablicy wyników było zaledwie jedno “oczko” zaliczki.
Gdyby tak policzyć, czego Legia dokonała od stanu 44:55 dla rywali, to wyjdzie nieziemska przewaga – aż 68:28 dla nich, wow! Dzięki temu wykonali pierwszy krok do zwycięstwa w turnieju, teraz czekają na wyłonienie zwycięzcy meczu King vs. Trefl.
Ray Cowels najlepszym strzelcem meczu z dorobkiem 27 punktów, niesamowicie zaprezentowali się dziś wszyscy Amerykanie: Christian Vital (21 punktów, 4/7 za 3, 8 zbiórek i 6 asyst), Aric Holman (21 punktów, 9/14 z gry, 9 zbiórek, 3 przechwyty i 2 bloki) oraz Loren Jackson (16 punktów i 13 asyst). Dla Startu najwięcej punktów zdobył Barret Benson (21 punktów i 8 zbiórek), double-double zanotował Trey Wade (14 punktów i 10 zbiórek).