fot. Andrzej Romański / plk.pl
Obaj trenerzy musieli dziś nieco kombinować ze składem. Trener Frasunkiewicz nie mógł skorzystać z Tomasa Kyzlinka oraz Luke’a Petraska, z kolei Arka musiała sobie radzić bez Bartłomieja Wołoszyna. Sam początek był dość zaskakujący. Włocławianie dwie pierwsze akcje zakończyli stratami. Co więcej, trener przyjezdnych już po kilkudziesięciu sekundach zdjął z parkietu Kalifa Younga, zastępując go Żigą Dimcem.
Co jeszcze zapamiętamy z pierwszej kwarty? Przede wszystkim kapitalną formę rzutową Jakuba Garbacza. Reprezentant Polski pięciokrotnie (!) trafił zza łuku podczas pierwszych siedmiu minut rywalizacji. Zresztą, tym zapracował sobie na dalsze zaufanie kolegów z drużyny, którzy podczas kolejnych fragmentów meczu jeszcze chętniej szukali możliwości podania mu piłki. Z kolei po drugiej stronie parkietu szczególnie widoczny był m.in. Andrzej Pluta. Młody rozgrywający niemal w każdej akcji za sprawą presji czuł na sobie oddech rywala, ale mimo tego potrafił stworzyć sobie okazje do zdobywania punktów. Dokładnie 12 oczek podczas pierwszej połowy.
Na nieco ponad trzy minuty przed końcem trzeciej kwarty Anwil osiągnął rekordowe wówczas prowadzenie – 66:56. Gdy Jakub Garbacz zakończył kontrę w efektowny sposób, trener Wojciech Bychawski poprosił o przerwę dla swojego zespołu. Jak się okazuje – podziałała! Po niej znów przypomniał o sobie Stefan Kenić, który dziś zdecydowanie miał swój dzień, łącznie zdobył 15 oczek.
Dziesięciopunktowa różnica nie zniechęciła gdyńskich koszykarzy. A było coś, co jeszcze bardziej poderwało ich do dalszej walki. TAKI rzut Andrzeja Pluty na koniec kwarty numer trzy!
Jak wspomniał komentujący to spotkanie Radosław Spiak – Anwil wyciągał wobec Arki pomocną dłoń. Ta kilkukrotnie wychodziła z kryzysowej sytuacji. Aż wyszła w pełni, obejmując prowadzenie! Trudny rzut wziął na swoje barki Bryce Alford, ale trafił, przez co lokalni kibice mieli powody do radości. Chwilę później kolejne trzy oczka dorzucił Andrzej Pluta, a Arka wygrywała już sześcioma punktami.
O dziwo, wtedy sprawy w swoje ręce wziął Amir Bell. O dziwo, bo wcześniej pudłował rzut za rzutem. W ofensywie był mało przydatny. Jego dwa trafienia wraz z celną trójką Victora Sandersa znów wywróciły prowadzenie na korzyść Anwilu.
I właśnie przy nazwisku 29-letniego Amerykanina należy zatrzymać się na dłużej. To była jego końcówka! Jest w nim sporo koszykarskiego szaleństwa, ale ogromne umiejętności indywidualne sprawiają, że potrafi niemal w pojedynkę odwrócić losy meczu. Tak było i tym razem. Trzy akcje z rzędu zakończone celnymi rzutami z dystansu, wow! Po trójce Bryce’a Alforda gdynianie mieli jeszcze chwilową nadzieję na zwycięstwo, ale finalnie to Anwil cieszy się z wygranej – 89:85.
Za sprawą ostatnich akcji wiele osób będzie pamiętało to spotkanie jako kapitalny wyczyn Victora Sandersa. Ten zdobył 27 punktów, ale… nie był najlepszym strzelcem Anwilu! Jeszcze więcej, bo 28 oczek, zanotował Jakub Garbacz, bez którego pewnie nie byłoby tego zwycięstwa. Reprezentant Polski trafił siedmiokrotnie zza łuku. Pod względem punktowym – jego rekordowy występ w tym sezonie! Arka również miała swoich liderów. To przede wszystkim tercet Pluta & Alford & Kenić, który zdobył wspólnie aż 61 oczek. Mimo tego – nie udało się wygrać. Anwil wciąż liderem tabeli!