Doskonała zespołowa defensywa i mądre wykorzystywania przewag – wygrana 69:62 to pierwsze wyjazdowe zwycięstwo Rosy Radom w Lidze Mistrzów.

Znasz się na koszu? – wygrywaj w zakładach! >>
Openjobmetis Varese ma obecnie nie tylko nietypową nazwę, ale i przynajmniej kilku znanych w Europie graczy z przeszłością w NBA, choćby Christiana Eyengę czy Erica Maynora. Spotkanie z Rosą pokazało jednak, że mimo indywidualnego talentu, nie ma mądrze, zespołowo grającej drużyny.
Pierwszą połowę zdominowały efektowne pojedynki środkowych. Najlepszy mecz od kilku tygodni grał Darnell Jackson (15 pkt., 9 zbiórek), świetne minuty (m.in. 2 celne trójki) miał również Robert Witka. Trochę zagapienia się gości tuż przed przerwą spowodowało, że dzięki kilku punktom z rzędu Maynora to Włosi prowadzili po dwóch kwartach 37:32.
Druga połowa to dla odmiany już bardziej typowa Rosa. Z dystansu trafiali Michał Sokołowski (9 pkt., 10 zbiórek) i Jarosław Zyskowski (13 pkt.), który prezentował się chyba najlepiej, odkąd przyszedł do Rosy. Kilka indywidualnych akcji zakończył też wreszcie Tyrone Brazelton (niepotrzebnie wysoko kryty indywidualnie) i radomianie wyszli nawet na 10 punktowe prowadzenie.
Gracze Varese próbowali odrabiać straty głównie indywidualnymi próbami, z którymi radziła sobie bardzo dobra obrona zespołowa Rosy. Dzięki dobrej rotacji, podwojeniom i pomocy, gospodarze praktycznie nie mieli otwartych pozycji do rzutów. W efekcie z trudem osiągnęli 60 punktów w meczu, co zdarza im się niezmiernie rzadko. W drugiej połówie radomianie zatrzymali ich na 25 oczkach.
Wygraną teamu Wojciecha Kamińskiego należy docenić tym bardziej, że udało się ją osiągnąć mimo dość kiepskiej formy strzeleckiej (łącznie 8/26) liderów – Brazeltona i Gary’ego Bella.
W końcówce było trochę gaf – Rosa mogła wygrać nawet wyżej, ale tym razem oszczędziła swoim kibicom dogrywki. Dzięki wygranej we Włoszech ma już bilans 3:2 i może mówić o obiecującym starcie w Lidze Mistrzów.
Pełne statystyki z meczu TUTAJ >>
TS