REDAKCJA

Czyli jednak można wygrywać u siebie! King na podium, Arka trzecia od końca

Czyli jednak można wygrywać u siebie! King na podium, Arka trzecia od końca

Choć pierwszą połowę wygrała Arka, to w drugiej pełną kontrolę i inicjatywę przejęli mistrzowie Polski. Do ostatnich sekund udowadniali, że są dziś drużyną lepszą, mimo słabszego fragmentu na początku meczu. Finalnie King wygrał 91:73, notując drugą domową wygraną z rzędu po wcześniejszych siedmiu kolejnych porażkach na własnym parkiecie.

fot. Krzysztof Cichomski / King Szczecin

Starcie drużyn z różnymi celami – pomimo sporych problemów w tym sezonie, King walczy o obronę tytułu mistrzowskiego, z kolei Arka: o utrzymanie. Szczecinianie w poprzedniej serii gier nareszcie, po siedmiu domowych porażkach z rzędu, obrali odpowiedni kurs i pokonali w Netto Arenie Śląska. Z kolei ich dzisiejsi rywale przed tygodniem sprawili nie lada sensację, pokonując brązowych medalistów poprzedniego sezonu. Z pozoru zdecydowanym faworytem była ekipa Arkadiusza Miłoszewskiego, jednak gdynianie pokazali, że w stanie zagrozić nawet największym tuzom Orlen Basket Ligi.

Choć dopiero pełen wachlarz wsadów Setha LeDay’a zobaczymy w konkursie wsadów podczas zbliżającego się Pucharu Polski, już na samym początku meczu dał małą próbkę tego, co potrafi. Ewidentnie to wstrząsnęło zespołem, który z pewnością chciał sprawić drugą niespodziankę z rzędu. Szybkie tempo meczu im sprzyjało, dużo swobodniej czuli się w porównaniu z mistrzami Polski. Co ważne, liderzy zespołu aktywnie pomagali zespołowi – po dwie “trójki” dołożyli Andrzej Pluta Jr oraz Grzegorz Kamiński, wyprowadzając swój zespół nawet na 9 “oczek” przewagi.

Gospodarze szybko rzucili się do odrabiania strat, głównie za sprawą Andy’ego Mazurczaka, który dobrze wszedł w mecz, dając drużynie pozytywny impuls – w samej pierwszej kwarcie zanotował 9 punktów i 3 asysty. Ofensywna pierwsza kwarta (aż 29 oczek w wykonaniu przyjezdnych) dawała dobry prognostyk na ciekawe widowisko w Netto Arenie. Gdynianie niemal we wszystkich spotkaniach są underdogiem, choć dziś poważnie stawili czoła aktualnym mistrzom Polski.

Obraz gry w drugiej części gry diametralnie się zmienił, obie drużyny chciały wybić sobie nawzajem skuteczną i łatwą ofensywę. To na dłuższą metę nie wychodziło, dziś w Szczecinie górowała ofensywa. Goście niepotrzebnie wdarli się w wymianę ciosów, która bezsprzecznie w tym fragmencie wygrali szczecinianie. King odzyskiwał prowadzenie, jednak po 20 minutach przegrywał różnicą dwóch “oczek” (44:46).

Dopiero po zmianie stron mistrzowie Polski wrócili na odpowiednie tory – rozpoczęli trzecią kwartę od serii 15:1, świetnie zatrzymali potencjał ofensywny ekipy Wojciecha Bychawskiego. Powoli dawała się we znaki różnica klas obu drużyn, przede wszystkim gospodarze byli pewni swego i konsekwentni w tym, co robią. Straszliwie gdynianie pogubili się w ataku, choć mistrzowie Polski cały czas nie mogli odskoczyć na więcej niż 12 “oczek”. To, co udało im się zbudować w kilka minut, na początku drugiej połowy po prostu nie stracili.

Arka po dwóch dobrych kwartach kompletnie się zacięła, w trzeciej zdobyła zaledwie 8 punktów. To ona finalnie zaważyła na szesnastej porażce zespołu z Gdyni, dla którego każda wygrana jest na wagę złota. Stracili na skuteczności i efektywności, a to zasługa dobrej defensywy rywali. Ekipa Arkadiusza Miłoszewskiego, mimo niewysokiej zaliczki do końcowej syreny, miała mecz pod kontrolą, a w finalnej fazie spotkania po dwóch stratach Kacpra Gordona dobijała gwoździe do trumny Arki. Ostatecznie rozmiary porażki, mimo udanej pierwszej połowy, zatrzymały się przy 18 “oczkach” (73:91).

Double-double zaliczył Andy Mazurczak (15 punktów i 11 asyst), solidnie zaprezentowali się także m.in Darryl Woodson (18 punktów, 7/12 z gry, 3/5 za 3) oraz Zac Cuthbertson (23 punkty, 9/12 z gry). Dla Arki kolejne double-double zanotował Seth LeDay (18 punktów i 14 zbiórek). Obcokrajowcy Arki zdobyli niemal połowę punktów zespołu – 36 z 73.

Autor tekstu: Błażej Pańczyk

Autor wpisu:

POLECANE

tagi

Aktualności

16 lat i… koniec. Tyle musieli czekać kibice z Bostonu na kolejne mistrzostwo swojej ukochanej drużyny. Dokładnie w tym dniu w 2008 roku Celtics zdobyli swoje ostatnie mistrzostwo. Przyznać trzeba jednak, że tym razem zrobili to w wielkim stylu, ponosząc w tych Playoffs tylko trzy porażki. Finał z Dallas, który miał być bardzo zacięty, skończył się tak zwanym „gentleman sweep”, czyli 4:1.
18 / 06 / 2024 12:31
– Koszykówka to moja ucieczka od codzienności – przyznaje koszykarz Mateusz Bręk, u którego sukcesy sportowe w ostatnim czasie przeplatały się z trudnymi doświadczeniami poza parkietem. Kogo dziś widzi? – Po prostu chyba szczęśliwego człowieka, który cieszy się tym, że mógł spotkać się w kawiarni i porozmawiać o życiu – odparł, dodając później, że rozmowa ta była pewnego rodzaju formą terapii.

Zapisz się do newslettera

Bądź na bieżąco z wynikami i newsami