fot. Kai Taller
Górnik już w pierwszej akcji popełnił stratę, z kolei Astoria pomyślnie zrealizowała plan na początek i rozpoczęła niedzielne spotkanie od celnej trójki Filipa Zegzuły. Później jednak obie ekipy dużo lepiej radziły sobie w defensywie niż w ofensywie. Minęły cztery minuty, a tablica prezentowała nam wynik… 8:7. Później się ruszyło, głównie za sprawą obcokrajowców – Andre Walkera, który w trakcie kilkudziesięciu sekund zdobył aż siedem punktów, oraz Davida Jacksona.
Astoria swój świetny moment zaliczyła w połowie drugiej kwarty – z niekorzystnego 23:26 do stanu 32:28. To efekt m.in. dwóch udanych akcji Filipa Małgorzaciaka. I choć na co dzień trafia rzuty wolne ze średnią ponad 80%, to w niedzielę nie mógł się wstrzelić. O jego rzuty trzypunktowe można być jednak spokojnym. Trafiając podczas drugiej kwarty, zbudował czteropunktową przewagę “Asty”. Wtedy przypomnieli o sobie Mateusz Czempiel i David Jackson, a Górnik wrócił na prowadzenie i utrzymał je do końca pierwszej połowy.
Na drugą połowę wałbrzyszanie wyszli zmienioną piątką. Z Jacksonem i Czempielem, a bez Durskiego i Jakóbczyka. Astoria – bez zmian. Goście prędko zbliżyli się punktowo do rywali. Co prawda Mateusz Czempiel prędko zdobył trzy oczka, ale na kolejne trafienie Górnik musiał czekać przez ponad cztery minuty. Mimo tego podopieczni trenera Andrzeja Adamka wciąż byli górą.
Na czwartą kwartą obie drużyny wychodziły z niewielkimi, ale jednak, kłopotami z przewinieniami. Zarówno na koncie Witalija Kowalenki, jak i Andre Walkera, widniały dokładnie cztery faule. Chwilę później do tego grona dołączył Szymon Kiwilsza. Trener Aleksander Krutikow zaryzykował i pozostawił go na placu gry. Przy stanie 62:50 na korzyść musiał sięgnąć po przerwę na żądanie. Astoria próbowała różnych rozwiązań, ale żadne nie było na tyle skuteczne, by diametralnie zmniejszyć stratę.
Sytuacja Astorii stała się o tyle trudna, że przez ostatnie trzy minuty musiała sobie radzić bez Szymona Kiwilszy. Co ciekawe, w jego miejsce nie wszedł Piotr Wińkowski, a Damian Jeszke. Bydgoszczanie grali bez typowego środkowego, co błyskawicznie zaczął wykorzystywać Górnik. Na minutę przed końcem wałbrzyszanie wygrywali 75:65. Z dalekiego dystansu spróbował trafić jeszcze Mateusz Kaszowski, ale po niecelnym rzucie już chyba wszyscy w hali Aqua Zdrój uznali, że będziemy świadkami czwartego spotkania. Dziś górą Górnik Wałbrzych – 77:65.