fot. Marcin Mierzejewski
W ostatnim sobotnim spotkaniu nie brakowało emocji. Zresztą, czy kiedyś ich brakowało, gdy na parkiecie widzimy jednocześnie zawodników Kinga i Spójni? W ostatnim derbowym starciu górą byli szczecinianie, którzy w sobotę dodatkowo chcieli się przełamać po przegranych w Atenach i u siebie z Czarnymi.
Jeśli ktoś spojrzy tylko na rezultat pierwszej kwarty, to powie, że była wyrównana. Ale takich zrywów nie widzieliśmy już dawno! Najpierw King, który z 3:5 zrobił… 15:5 na swoją korzyść, a następnie Spójnia, która odpowiedziała identyczną serią, czyli 12 punktów z rzędu. Szaleństwo!
Najważniejsze momenty tego meczu to jednak sama końcówka spotkania. Ostatnie prowadzenie Spójni przypadło na połowę czwartej kwarty. Od tego momentu gospodarze mieli coraz większe problemy ze skutecznością. W kilku akcjach panował spory chaos. Trudno jednak wskazać jeden kluczowy moment dla finalnego wyniku. Na pewno możemy wskazać szczególnie istotną postać, którą był Andrzej Mazurczak. Rozgrywający Kinga dwie akcje z rzędu zakończył trafieniem, a trener Machowski sięgnął po przerwę na żądanie. Wówczas szczecinianie wygrywali 72:64.
Od razu po powrocie na parkiet celną trójką popisał się Karol Gruszecki, ale już w kolejnej akcji wróciliśmy do stanu sprzed chwili, bo zza łuku trafił także Zac Cuthbertson. Gdy Spójnia odzyskała piłkę, próbowała kilkukrotnie. Rzut, zbiórka, rzut, zbiórka, rzut, zbiórka, rzut, zbiórka i rzut – taka dokładnie była kolejność. W końcu Ben Simons trafił za dwa, ale wszystko trwało tak długo, że nawet kibice ze Stargardu zaczęli się niecierpliwić, a trafienie Amerykanina nie poniosło za sobą nagłej euforii z trybun. W ostatniej akcji gospodarze próbowali jeszcze faulować, ale finalnie piłka trafiła do rąk Cuthbertsona, który trójką przypieczętował siódme w tym sezonie zwycięstwo Kinga w Orlen Basket Lidze – 78:69.
Podkreślaliśmy rolę Mazurczaka w końcówce, ale na przestrzeni całego meczu wyróżniał się Przemysław Żołnierewicz. On do rotacji trenera Miłoszewskiego trafił już kilkanaście dni temu, ale właśnie w sobotę zaliczył swój najlepszy występ. Zresztą, miał ku temu sporo okazji, bo właśnie on oddał najwięcej rzutów z gry. Ostatecznie – 21 punktów na jego koncie. Po drugiej stronie – 40 oczek tercetu Daniels & Brown & Simons. Od tych zawodników brakowało jednak skuteczności zza łuku – łącznie 4/18.