
Dobry (?) – Tyrese Maxey
Ogląd tej katastrofy trzeba zacząć od niewielkich pozytywów, a takich w 76ers ogólnie brak. Ale niczym handlarz samochodami, trzeba coś znaleźć, żeby było dobrze. Awarię silnika trzeba rekompensować działającym radiem. Promykiem nadziei był debiutant wybrany z #16 pickiem – Jared McCain, który szybko stał się kandydatem do nagrody dla najlepszego pierwszoroczniaka. Na początku sezonu dobrze zaprezentował się podczas nieobecności Maxeya, i z nawiązką wykorzystał przyznane przez trenera minuty.
Po gorzkim starcie sezonu (2-8) i absencji najważniejszych graczy, był on powiewem świeżości, który wtłoczył nadzieję w serca kibiców. Jednak nie trwała ona długo. 13 grudnia McCain doznał urazu kolana, który ostatecznie zakończył się operacją lewej łąkotki, i ten fakt wyeliminował go z gry do końca sezonu. Wielka szkoda.
Dlatego postanowiłem umieścić tu od biedy Tyresea Maxeya i postawić lekki, wręcz eteryczny znak zapytania przy określeniu „Dobry”. W poprzednim sezonie wykorzystał transfer Jamesa Hardena i wszedł gładko w buty drugiej opcji i pomocnika dla Joela Embiida. Jego starania zostały nagrodzone pierwszym w jego karierze występem w meczu gwiazd oraz tytułem dla Most Improved Player, czyli dla gracza, który w czasie sezonu poczynił największe postępy. Po sezonie, w lipcu 2024 roku podpisał pięcioletnie przedłużenie kontraktu, które opiewa na 203 mln dolarów i tym samym stał się bardzo ważną częścią przyszłości tego klubu.
W tym sezonie niby trzyma poziom, który dał mu tytuł MiPa, jednak gra na gorszej skuteczności. Co prawda ogół statystyk psuje słaby start, bo np. okres między styczniem a lutym miał bardzo dobry, notując: 31.3 punktów na 49 procentach z gry i 36 procentach za 3 przy ponad 9 próbach na mecz. Ktoś może powiedzieć złośliwie, że skoro dostał taką kasę w czasie lata, to powinien grać jak z nut. Prawda jest taka, że miał być tym drugim/trzecim najważniejszym graczem w drużynie, a z powodu kontuzji i leserstwa innych zawodników stawał się często tym pierwszym, więc nie można mieć do niego pretensji, że w pojedynkę nie jest w stanie przeistoczyć się w mistyczną siłę ciągnącą 76ers do play-offów i przewagi własnego parkietu, pomimo presji zarządu i fanatycznych kibiców. Z bólem serca muszę stwierdzić, że to jest ten typ gracza.
Obecnie pauzuje z powodu kontuzji pleców, której nabawił się podczas upadku w meczu z Blazers, kiedy to podczas próby wejścia pod kosz upadł na parkiet i został odprowadzony do szatni. Niezależnie od tego, co mu jest (ma wpisany status day to day, co może znaczyć tak naprawdę wszystko) powinni go posadzić na resztę sezonu i nie kusić losu, bo jeżeli stanie się mu coś poważniejszego podczas gry o nic, to zostaną z tymi dwoma gałganami, których opisałem poniżej.
Żałosny – Joel Embiid
Naukowcy powinni studiować jego przypadek, który pokazuje, jak w czasie półtora sezonu, z MVP najlepszej ligi świata stać się chodzącym memem, którego każdy ma już dosyć. Nie przypominam sobie większego upadku gwiazdy NBA, niż opisywany przypadek Hansa. Aby to w pełni zrozumieć genezę tego zjawiska, musimy cofnąć się do poprzedniego sezonu, a ściślej rzecz ujmując do 30 stycznia 2023 roku. 76ers grali wówczas z Golden State Warriors, a Joel był jednym najlepszych graczy w lidze i ciągle panującym MVP. 35.3 punktów, 11.3 zbiórek, 5.7 asyst, 1 przechwyt i prawie 2 bloki na mecz powinny powiedzieć wszystko, co musicie wiedzieć o Joelu z tamtego okresu.
Niestety w feralnym meczu gracz Warriors – Jonathan Kuminga – podczas walki o piłkę upadł na jego lewą nogę, co spowodowało uraz kolana (zerwanie łąkotki). Joel poddał się operacji i stracił dwa miesiące gry, wracając na dwa tygodnie przed play-offami. Niestety wrócił zbyt szybko i do końca nie wyleczył tego urazu, co było widać w jego grze. 76ers odpadli w pierwszej rundzie ze zdziesiątkowanymi kontuzjami, ale bardzo walecznymi New York Knicks, a opinia o Joelu już na zawsze miała się zmienić.
Joelowi zapamiętane nie będzie poświęcenie, z jakim grał, ale teatralne wymuszanie fauli w i wykorzystywanie swojej renomy gwiazdy (jęczenie i płacz o każdy gwiazdek) u sędziów, aby gwizdali na jego korzyść. Dodał do tego brudną grę (grał brudno już wcześniej, ale teraz przeszedł samego siebie), a jedną z jego ofiar był center Knicks, Mitchell Robinson – który z powodu poniższego zagrania wypadł na resztę rozgrywek posezonowych i wrócił dopiero teraz, na początku marca.
Plan był prosty: z powodu odpadnięcia w pierwszej rundzie, Joel miał poświęcić lato na rekonwalescencje i dojście do siebie. Miał świeżo upieczonego laureata nagrody dla MiPa Tyrese’a Maxeya, a klub dzięki sprytnemu zarządzaniu środkami stać było na wydanie kilkunastu milionów dolarów na wzmocnienia. Ich Prezydent ds. operacji koszykarskich – Daryl Morey – mógł sobie pozwolić na odrobinę nonszalancji i ze spokojem patrzeć w przyszłość. Jednak Joel miał inne plany.
Zamiast się kurować, wybrał wyjazd na Igrzyska Olimpijskie w Paryżu. Co w tym kontowersyjego poza olaniem swojego zdrowia i pieniędzy organizacji, która płaci mu za grę na 100 procent i oczekuje profesjonalizmu? Zamiast reprezentować Kamerun (skąd pochodzi) lub przyjąć ofertę od reprezentacji Francji, poszedł na łatwiznę i wybrał drużynę USA, dla której sprawą honoru stało się zmycie blamażu z Mistrzostw Świata w 2023 roku, gdzie zajęli czwarte miejsce, ograni przez Kanadę w meczu o brąz. Jak nietrudno było się domyślić: USA napchana gwiazdami NBA wygrała złoto, a Embiid mógł dołożyć do swojego CV złoty medal olimpijski. Jak się okaże później: pogoń za tanim złotem miała kosztować jego (i organizację) kolejny zmarnowany sezon.
Kontuzjowane kolano nie dawało mu spokoju, przez co ostatnie w tym sezonie zagrał tylko 19 spotkań, z czego aż 11 zakończyło się przegraną 76ers. Dlatego 28 lutego zespół poinformował, że sezon dla Joela Embiida z powodu problemów z kolanem właśnie się zakończył. Joel miał rzekomo w trakcie sezonu przyjmować zastrzyki przeciwbólowe, aby w ogóle grać i jakoś funkcjonować na parkiecie, jednak niewiele one pomagały i w trosce o jego przyszłość postanowili go posadzić do końca sezonu i wyleczyć na następne rozgrywki.
— Philadelphia 76ers (@sixers) February 28, 2025
Na początku mieli chytry plan, który zakładał, że Joel nie będzie grać w meczach back to back. Było to ustalone wewnątrz organizacji i raczej miało pozostać tajemnicą. Joel i jego długi język, z którego słynie w lidze, pochwalili się tym podczas konferencji prasowej, a to zwróciło uwagę władz NBA, która przeprowadziła śledztwo, w wyniku którego nałożyła na lub grzywnę za stosowanie niedozwolonych praktyk. Mało wstydu i zgorszenia? Przepychanka z dziennikarzem Philadelphia Inquirer – Marcusem Hayesem – który napisał kilka słów prawdy krytykując słabe przygotowanie kondycyjne Embiida, kosztowała Joela trzy mecze zawieszenia. Później na światło dzienne wypłynął rzekomy konflikt w szatni. Poświęcenie Embidda dla zespołu i samej gry miał głośno kwestionować Maxey, któremu nie podobał się olewczy sposób bry Hasna. Grubo.
Teraz Joel przebywa poza grą, i robi to, co powinien zrobić po porażce z Knicks w play-offach. Czy złoto olimpijskie było tego warte? To już oceni historia, ale fakt jest taki, że nigdy nie rozegrał więcej niż 68 spotkań w sezonie, a pierwsze dwa lata kariery stracił z powodu urazu stopy, a później mieliśmy: zerwanie łąkotki, złamanie kości oczodołu, urazy palcy, zerwanie łąkotki w prawym kolanie, kolejne pęknięcie kości oczodołu, tym razem z prawego i tak dalej, i tak dalej. Ech…
Podcastowy – Paul George
Zaoszczędzone pieniądze 76ers postanowili wydać na 34-letniego Paula George’a, który (kilkukrotnie) nie był w stanie porozumieć się z władzami Los Angeles Clippers w kwestii nowego kontraktu. Odrzucił zatem opcję gracza na 48 milionów dolarów i jako wolny agent podpisał czteroletni kontrakt z 76ers opiewający na ponad 211 mln dolarów dając mu dodatkowo opcję gracza w ostatnim roku kontraktu. Czemu to takie niezwykłe? George w wieku 37 lat, kiedy zapewne będzie już daleko za koszykarską górką będzie mieć decydujący głos w sprawie tego, czy zarobi w ostatnim sezonie 56 mln dolarów. Absurd, ale taka właśnie jest NBA.
Ale do teraźniejszości: PG13 wrócił więc po ośmiu latach bezowocnej tułaczki po mocniejszej konferencji na Wschód NBA, gdzie z Embiidem i Maxeyem mieli stworzyć nową siłę i potęgę. Na nieszczęście dla 76ers George gra jeden z najgorszych sezonów w karierze, a fani zarzucają mu większe zaangażowanie w prowadzenie swojego podcastu, niż w grę w koszykówkę, za którą sowicie mu zapłacono.
Jest czwartym najlepiej punktującym w zespole, który gra powyżej 30 minut w meczu. Jednak czy 16.2 punktów, 5.3 zbiórek, 4.3 asysty przy skuteczności 43 procent i 35 procent za 3 przy prawie 7 próbach na mecz jest warte płacenia mu ponad 50 milionów dolarów przez następne trzy lata jego kariery? Nie. Na jego usprawiedliwienie trzeba dodać, że wszedł w sezon z kontuzją kolana i później palca, ale czy może całkowicie zmyć jego winę? On oddaje 13 prób rzutów w meczu. Trochę to mało, jak na drugą lub trzecią opcję.
Pod koniec lutego, na dwa dni przed informacją o usadzeniu Embiida, „Podcast P” wydał buńczuczne oświadczenie, że zawiesza swoją karierę na mikrofonie, aby skupić się na próbie zebrania drużyny do kupy.
Paul George announces that he will be load managing his ‘Podcast P’ episodes for the time being to help the 76ers make a championship push, via @PodcastPShow.
— APHoops (@APH00PS) February 26, 2025
"I want to let the Podcast P family know that after today's episode with Dwight I plan to take a break from the pod just… pic.twitter.com/XOqsrn99ql
Jakże łaskawie. To jest tak absurdalne, że nawet Monty Python by tego nie wymyślił, a rzekomo „nie można zrobić żartu z żartu”. Fani z wielkim cynizmem i szyderą wspominają czasy, kiedy młodszy Tobias Harris robił lepsze statystyki za połowę mniejszą wypłatę. Czy rozbrat z mikrofonem wpłynął na jego grę? To na razie (kiedy piszę te słowa) próbka trzech spotkań, ale nie widać żadnej poprawy, jednak na jego szczęście ten sezon i tak jest stracony, więc ma trochę szczęścia, chociaż on i Maxey (pod nieobecność Embidda) powinni zapewnić przynajmniej walkę o play-offy, ale trzeba przegrywać i to dużo.
Tankujemy, bo nie możemy inaczej.
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że zespół zakotwiczył się w bardzo złych rejonach loterii draftowej. Normalnie nie byłoby z tym problemu, gdyby nie jeden szczegół: ich tegoroczny wybór w drafcie jest chroniony na miejscach 1-6. Zatem jeśli 76ers nie znajdą się na koniec sezonu w gronie sześciu najgorszych klubów NBA, to ich pick trafia on do Oklahomy City Thunder. Jest to pokłosie dawnej wymiany za Ala Horforda i Danny’ego Greena. Obecnie 76ers są na 7 miejscu w najgorszym bilansie, co oznacza już schłodzonego szampana w Oklahomie. Muszą zacząć przegrywać i to szybko.
Czyli 76ers wracaj do tankowania? Gdzieś tam Sam Hinkie uśmiecha się pod nosem.
76ers wygrali (kiedy piszę te słowa) tylko 21 spotkań i są ex aequo z Brooklyn Nets na 6/7 miejscu w loterii. Nie ma raczej szans na bezpośredni awans do play-offów, a i podjęcie walki w turnieju play-in również jest ryzykowne z powodu picku idącego do Thunder. Dlatego trzeba zacząć przegrywać, aby ten pick zatrzymać. Stąd zapewne decyzja o posadzeniu Embiida i moja skromna sugestia w przytrzymaniu Maxeya na ławce. A George’owi powinni pozwolić dalej prowadzić podcast, jeżeli to ma przybliżyć ich do czołówki loterii draftowej.
Painful highlights from the 76ers 32-point loss to the Bulls… pic.twitter.com/ZHV4oRZLAZ
— Ballislife.com (@Ballislife) February 25, 2025
Na koniec mały hot take: po sezonie poleci trener Nick Nurse. Nawet jeśli Embiid nie grał, to miał do dyspozycji George’a i Maxeya + resztę składu, którzy nie są takim szrotem, jak można wnioskować po ich żenującym miejscu w konferencji.