Zupełnie nowy Panathinaikos został mocno zweryfikowany przez Olympiakos na początku sezonu. I to dwukrotnie. Euroligowa porażka nie okazała się tak bolesna jak w Superpucharze. W sobotę zespół Pireusu triumfował aż 75:51, prowadząc do przerwy 37:11.
Niecały tydzień później oglądaliśmy zupełnie inne spotkanie między najlepszymi greckimi zespołami. Panathinaikos nie został znokautowany w pierwszej połowie. Pod koniec drugiej kwarty prowadził nawet różnicą 10 punktów! Olympiakos przejął prowadzenie dopiero na początku czwartej odsłony, kiedy rywale z Aten nie zdobyli punktu przez 4 minuty.
W ostatnich minutach podstawowego czasu mieliśmy świetne widowisko. Dużo zwrotów akcji, trójka za trójkę i wynik kręcił się wokół remisu. Blisko trafienia buzzer-beatera był Kostas Sloukas. Nowy gwiazdor Panathinaikosu oddał minimalnie niecelny rzut wraz z końcową syreną i nie pogrążył drużyny, w której występował przez 9 ostatnich sezonów. Doszło do dogrywki, która zaczęła się od serii Olympiakosu 12:0. Wszystko było jasne. Finaliści poprzednich rozgrywek triumfowali 88:78.
Aleksander Balcerowski wyszedł w pierwszej piątce. Grał w początkowych fazach pierwszej, trzeciej i czwartej kwarcie oraz w dogrywce, kiedy losy meczu były rozstrzygnięte. Jeden z wielu nowych nabytków Panathinaikosu zdobył w ponad 12 minut 7 punktów (2/4 za 2 i 1/2 za 3). Kostas Sloukas rzucił 20 punktów.
Olympiakos, w przeciwieństwie do rywala, miał kilku liderów. Double-double (17 punktów i 10 zbiórek) wykręcił Alec Peters. Pięć trójek trafił Thomas Walkup, który również rzucił 17 oczek. Do tego Nigel Williams-Goss dołożył 16 punktów, Nikola Milutinov – 15, a Isaiah Canaan – 14.
Autor tekstu: Kamil Karczmarek