
fot. Andrzej Romański / plk.pl
Dziki, już bez Emmanuela Little’a, zaczęli mecz z Jarosławem Mokrosem w pierwszej piątce. Ten mimo sporej szansy zawodził, nie zdobył ani jednego punktu przez ponad 18 minut. Agresywnie w ofensywie zaczęli zawodnicy GTK dążący do pierwszej wygranej w sezonie, po ośmiu minutach prowadzili już dwucyfrową różnicą (21:11), trafili pierwsze 8 z 10 rzutów z gry, a swoją formę z poprzednich meczów utrzymywał Koby McEwen – w samej pierwszej kwarcie zanotował 8 punktów, 2 zbiórki i 3 asysty, w całym meczu dołożył tylko jedną zbiórkę i dwie asysty. Słabo, jak na najlepszego strzelca drużyny.
Kolejne minuty spotkania dobitnie pokazywały brak jednego z ważniejszych zawodników w ofensywie Dzików. Duże minuty i jeszcze więcej akcji dostał Dominic Green, który dopiero przy dziewiątej próbie trafił do kosza 50 sekund przed końcem połowy. Eksperymentalnie na pozycji “4” występował rezerwowy center Mateusz Bartosz, zresztą spisywał się bez zarzutów. Zbierał, zdobywał punkty spod kosza, a nawet dostarczał piłki swoim kolegom z drużyny – zakończył mecz z dorobkiem 8 punktów, 3 zbiórek i 3 asyst.
Chwilę przed końcem drugiej kwarty gospodarze rzucili się do odrabiania strat, w półtorej minuty zdołali zniwelować 9 “oczek” przewagi GTK do zaledwie jednego posiadania. Po zmianie stron kolejnymi rewelacyjnymi wjazdami pod kosz popisywał się Mateusz Szlachetka (18 punktów, 6/9 z gry), a wynik przez całą kwartę oscylował wokół remisu ze wskazaniem na ekipę Pawła Turkiewicza, która przy każdym remisie zdobywała jako pierwsza punkty. Ten “schemat” został złamany pod koniec trzeciej części gry, gdy po punktach w kontrze Alana Czujkowskiego beniaminek po raz pierwszy od stanu 6:5 objął prowadzenie (59:58).
Warszawianie przed decydującymi minutami prowadzili trzema punktami (61:58), dzięki znakomitej postawie w trzeciej kwarcie, wygranej przez nich aż 22:14. Trener Krzysztof Szablowski mógł dziś liczyć na niesamowitego Nicka McGlynna, który swój pierwszy rzut przestrzelił dopiero w czwartej kwarcie oraz na weteranów z ławki – niemal każdy z nich zakończył mecz z dodatnim +/-, co nieczęsto można było zaobserwować w tym sezonie.
Z drugiej strony zespołowa i skuteczna gra przez pierwsze 20 minut przerodziła się w indywidualizm, przez co lider zespołu Josh Price, mimo sporego zapału do gry, nie mógł tego w pełni pokazać. Zmieniło się to w decydujących momentach spotkania, dzięki czemu poprawił rekord sezonu z 33 punktów na 35, trafiając 14 z 20 rzutów z gry. Kompletnie po udanym wejściu w mecz zgasł Koby McEwen, który w dalszej części ani razu nie trafił do kosza. “Przy życiu” w ostatnich minutach regulaminowego czasu trzymał ich Martins Laksa i jego celne rzuty z dystansu.
Ostatnią kwartę świetnie rozpoczął McGlynn, zdobywając 5 punktów w krótkim odstępie czasu, oraz Czujkowski, który przy braku Little’a także łatał dziurę na pozycji silnego skrzydłowego – rozegrał najlepszy mecz w sezonie, notując 12 punktów (5/10 z gry, 2/6 za 3). Dla GTK ważne punkty zdobywali obcokrajowcy – “trójki” Laksy, czy celne rzuty Kadre Gray’a i Josha Price’a, które doprowadziły nawet do remisu 96 sekund przed końcem spotkania (77:77).
Chwilę później po akcji indywidualnej punkty zdobył Matt Coleman, a w kolejnych akcjach jedni jak i drudzy popełnili straty. Niecałe 12 sekund przed końcem niezrozumiałą decyzję podjął Dominic Green, faulując i dając dwa rzuty wolne łotewskiej strzelbie z Gliwic – Laksa oba rzuty wykorzystał, rzut na wagę zwycięstwa wykonywał po raz kolejny w tym sezonie rozgrywający Matt Coleman – jednak nie trafił i po raz drugi z rzędu w hali Koło mieliśmy dogrywkę.
A w niej mogliśmy dalej podziwiać bloki i punkty spod kosza środkowego Dzików McGlynna czy indywidualne akcje Price’a, który w pojedynkę ciągnął swój zespół do premierowej wygranej w tym sezonie. W doliczonym czasie gry zdobył wszystkie punkty drużyny, najważniejsze w izolacji 16 sekund przed końcem z Jarosławem Mokrosem. Kluczowym momentem spotkania okazało się piąte przewinienie McGlynna, którego brak spowodował straszne luki pod koszem. Ostatnia akcja należała do gospodarzy, jednak mecz zakończył niecelnym rzutem z półdystansu Colemana.
Josh Price w ostatnich tygodniach jest nie do zatrzymania – 33, 25 i teraz 35 punktów. Najlepsze dwa wyniki punktowe sezonu należą właśnie do niego. Z drugiej strony świetne zawody rozegrał Nick McGlynn, autor 20 punktów, 11 zbiórek i 5 bloków – drugie double-double w sezonie. Z kolei straszliwie nieskutecznie zagrał Dominic Green, który rzucił zaledwie 9 punktów przy 15 oddanych rzutach. Słaba dyspozycja najlepszego strzelca drużyny w dużym stopniu doprowadziła do tego, że Dziki odniosły trzecią porażkę w tegorocznej kampanii.
Autor tekstu: Błażej Pańczyk