Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 1300 i do 200 zł na start. Sprawdź! >>
Warriors byli lepsi od początku do końca, cały czas kontrolując przebieg walki. Ale kibice w Dallas długo mogli mieć nadzieje. W połowie czwartej kwarty Mavs tracili do rywali tylko osiem punktów. Ich słoweński lider z nie takich opresji już wychodził.
Ale nie tym razem. Takich meczów, na tak zaawansowanym etapie rozgrywek NBA, Doncić po prostu jeszcze nie wygrywał. W trzecim meczu finału Zachodu wszelkie myśli na ten temat wybił mu z głowy Andrew Wiggins:
Wow.
Tak, to ten sam Andrew Wiggins, którego Jimmy Butler kilka lat temu nazywał „najbardziej utalentowanym koszykarzem, jakiego widział na oczy, ale też najbardziej leniwym i pozbawionym serca do gry, szczególnie w obronie”.
– Osobiście, myśląc o Andrew, skupiałem się od dawna na pierwszej części wypowiedzi Jimmy’ego. Wiedziałem, że będziemy mieli z niego pożytek – mówił niedawno Andrew Iguodala, który ogląda obecnie mecze Warriors z perspektywy ławki rezerwowych, siedząc na niej w cywilnym stroju.
Tak, to ten sam Andrew Wiggins, który – zdaniem większości obserwatorów – nie zasłużył, by podczas ostatniego Meczu Gwiazd grać w pierwszej piątce.
To ten sam Andrew Wiggins, który – ależ ten czas zaiwania! – osiem lat temu był pierwszym numerem draftu, nosząc łatkę „kanadyjskiego LeBrona Jamesa”.
To ten sam Andrew Wiggins, ale nie taki sam Andrew Wiggins!
Może statystyki tego nie pokazują – Luka w meczu nr 3 znów zdobył 40 punktów – ale Wiggins wykonuje w tej serii świetną robotę, będąc podstawowym obrońcą Warriors posyłanym na pożarcie przeciwko Słoweńcowi. Kanadyjczyk oddaje choćby skrawka parkietu bez walki.
Tym wsadem ładnie się odgryzł Donciciowi za te wszystkie akcje, w których mimo najszczerszych chęci bywał bezradny po drugiej stronie boiska. Fotoreporterzy nie próżnowali. Plakaty z Wigginsem wiszącym w powietrzu nad Donciciem przyozdobią pokój niejednego nastolatka.
Dzisiaj nikt nie będzie się śmiał z Andrew Wigginsa. Dzisiaj to Andrew Wiggins się uśmiecha. Szeroko.
Ostatecznie zakończył mecz z dorobkiem 27 punktów i 11 zbiórek. Skuteczniejszy od niego był w zespole Warriors jedynie Stephen Curry (31 pkt, 5/10 za 3).
Dorobek Doncicia na pierwszy rzut oka też imponuje — 40 punktów uzbierał z 23 rzutów – ale gdy spojrzy się na to, że 40 minut z nim na parkiecie Mavs przegrali 19 punktami, a pozostałe osiem wygrali dziesięcioma, obrazek nie jest już tak jednoznaczny.
Co gorsza po meczu Luka wydawał się być totalnie pogodzony z faktem, że ten sezon już się dla Mavs właściwie skończył.
– Przecież mam dopiero 23 lata, wciąż się uczę, to jest dopiero mój pierwszy występ w finale konferencji – zauważał nie bez racji. – Gdy ten sezon już się skończy, w jakikolwiek sposób, będziemy mogli na niego spojrzeć i wyciągnąć wiele nauki — dodawał.
Trener Mavs Jason Kidd też nie brzmiał, jakby wierzył jeszcze w odwrócenie losów serii.
– Przecież wszyscy przed sezonem stawialiście na to, że zdobędziemy mistrzostwo, prawda? – pytał dziennikarzy w Dallas trener Mavs. – Jakbyście nie zauważyli: żartowałem. Od dawna zamierzaliście być już na wakacjach. Dla nas ta seria to dopiero początek dłuższej przygody – dodawał.
Szkoda, że ta tegoroczna z Donciciem w roli głównej już się kończy. Na szczęście przemiana Andrew Wigginsa też jest warta uwagi.
Michał Tomasik
Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 1300 i do 200 zł na start. Sprawdź! >>