fot. Andrzej Romański / plk.pl
Co prawda Zastal ostatnio prezentuje się nieco lepiej, jednak wciąż jest to zespół, który walczy o utrzymanie w lidze, a poprzedni mecz wygrał pod koniec stycznia. Wczoraj zielonogórzanie do swojego konta dopisali kolejne zwycięstwo. Sensacyjne! Bo kto spodziewał się, że ekipa Virginijusa Sirvydisa wygra właśnie we Włocławku? I to różnicą prawie 20 punktów!
“Rottweilery” faktycznie zaczęły źle. Anwil już w połowie pierwszej kwarty przegrywał różnicą 7 oczek, a taki stan utrzymał się aż do końca tego fragmentu gry. Po chwili było znacznie lepiej. Włocławianie zaliczyli serię 9:0, a zarazem nie wynikała ona z indywidualnych popisów jednego zawodnika. Tym samym Anwil wygrał pierwszą połowę 38:36. Wydawało się, że to spotkanie jakkolwiek ma pod kontrolą.
Po zmianie stron problemy szczególnie dotyczyły defensywy. Zastal w 10 minut zdobył aż 31 oczek! Frustracja wśród gospodarzy rosła, podobnie jak przewaga przyjezdnych. W ostatniej części gry Anwil musiał odrabiać stratę. Tyle że różnica między zespołami wcale się nie kurczyła. Wręcz odwrotnie – w pewnym momencie wynosiła rekordowe wówczas 21 punktów – 61:82. I choć włocławscy kibice z trybun nieraz przeżywali piękne wyjścia z trudnych sytuacji, to tym razem tak się nie stało. Zastal wygrał w Hali Mistrzów 93:75.
– Kiedy nie ma skuteczności, kiedy gra nie idzie, kiedy to wszystko się nie układa, gdy głowy są niżej, niż powinny, ważne jest wsparcie całej hali we Włocławku. Dzisiaj nie odczuliśmy tego wsparcia. Jako kapitan biorę tę porażkę również na siebie. Dzisiejsza gra nie odzwierciedla tego, co prezentujemy na treningu. (…) Gramy w mieście, w którym koszykówka jest religią. W mieście, w którym kibice znają się w wyjątkowy sposób na koszykówce i mają swoją opinię. Jako kapitan chciałbym, aby nie bili brawa drużynie przeciwnej i aby nie gwizdali na zawodników, którzy przez większą część sezonu dawali im wielką satysfakcję – komentował sytuację Kamil Łączyński.
– Przed nami są play-offy. Dam sobie dwie ręce uciąć, że ta drużyna zrobi wszystko, żeby w play-offach zajść jak najdalej. Nadal walczymy o to, by być na 1. miejscu przed play-offami, mieć przewagę własnej hali. Ale żeby mieć przewagę własnej hali, to też musimy mieć wsparcie zza linii otaczających boisko. Może mi się dostanie za to, ale nie boję się tego powiedzieć. Jestem tu od wielu lat. Zawsze drużyny, w których grałem, grały do końca. Nie inaczej jest tutaj – dodał kapitan Anwilu, ponownie odnosząc się do reakcji trybun.
Później głos zabrał Przemysław Frasunkiewicz. Trener jest znany z tego, że konferencje z jego udziałem trwają dość długo, choć to w tym przypadku coś pozytywnego. Wchodzi w dyskusję, a podczas konferencji prasowych nie brakuje chętnych do rozmowy z nim. On również wspomniał o reakcji kibiców na sobotnią przegraną.
– Nie mam do nikogo pretensji o te wyzwiska, które usłyszałem tutaj po raz pierwszy od trzech lat. Nie mam pretensji, bo jeśli ktoś płaci za bilet, to chce oglądać swoją drużynę, która walczy. Dzisiaj próbowaliśmy, ale ten mecz był słaby w naszym wykonaniu. Zdaję sobie sprawę, że to bardzo irytuje kibiców, natomiast też niech zdają sobie sprawę, że wyzwiska takie z pięciu metrów niczemu nie służą, nie pomogą na pewno. Pracując we Włocławku, trzeba się spodziewać energicznej reakcji kibiców – mówił szkoleniowiec Anwilu.
Dla Zastalu to było pierwsze zwycięstwo od prawie dwóch miesięcy. W międzyczasie przegrał łącznie sześć spotkań, biorąc pod uwagę także występy w ENBL. Mecze z GTK czy Śląskiem były naprawdę bliskie, jednak i tak finalnie z wygranej cieszyli się rywale zielonogórzan. Nie da się jednak ukryć, że zwycięstwo w Hali Mistrzów może dać ekipie Virginijusa Sirvydisa sporo dodatkowej motywacji. – Nie zabierając nic drużynie z Zielonej Góry, zagrała dobry mecz. Staramy się jednak patrzeć na siebie. My zagraliśmy bardzo słaby mecz. Mówiłem w momencie, gdy mieliśmy świetny bilans, że nadejdzie ciężki moment. Sezon jest długi, a my teraz mamy słaby okres, co się trochę wydłuża. Spodziewałem się trochę krótszego słabszego okresu. Popełniamy błędy, jakbyśmy spotkali się wczoraj – słyszymy z ust Przemysława Frasunkiewicza.
– Gdy było trzynaście zwycięstw, wszyscy wieszali medale. Powiedziałem: nie wieszajmy medali. Teraz jest dramat, jeśli chodzi o ten mecz. Widzę, że wszyscy zapominamy o tym bilansie. (…) Nie gramy tego, co potrafimy i co możemy – dodał.
Włocławianie z bilansem 18-5 wciąż są liderem Orlen Basket Ligi. Chcą, by ten stan utrzymał się aż do końca rundy zasadniczej, czyli jeszcze przez siedem kolejnych spotkań. Następny mecz z udziałem Anwilu zostanie rozegrany 23 marca. Wówczas rywalem “Rottweilerów” będą Dziki Warszawa.